Ja już. Na całe szczęście nie muszę dbać o dyscyplinę wywodu, będzie swobodnie.
Namawiam każdego, kto został obdarowany oryginalnym kadrem z "Fastnachtspiela", do jednak zdobycia parafki. Historyjka dla uwagi: żona miała przyszywanego wujka, u którego w czasach studenckich wynajmował mieszkanie i miał pracownię pewien malarz, nazwijmy go "Koszałek". Był on wtedy w okresie twórczych poszukiwań, więc tworzył wiele szkiców, wprawek itp. Wyjeżdżając z Polski, zostawił to wszystko temu wujkowi, a wrócił do kraju, gdy był już rozpoznawalny i ceniony w świecie, i odwiedził tegoż wujka, by przy herbacie powspominać stare czasy. Tenże wujek miał wszystko skrupulatnie zebrane i przypilnował swego gościa, żeby każdą jedną karteczkę czy malunek ówże podpisał. "Koszałek" nie miał dobrego wyjścia i ponoć nawet się trochę krzywił (bo nie każdy chce, by jego premaziaje poszły w świat), ale uległ. Wujo zbił majątek, a i dziś niektóre z tych prac krążą po aukcjach w bardzo wysokich cenach.
Jeśli w pracach Marka Turka ktoś dostrzega wartość artystyczną - to oryginał trzeba mieć podpisany, absolutnie, i już. Czy będą miały wartość kolekcyjną - nie wiem, może kiedyś tak (i wtedy patrz powyższe, wnuki się ucieszą); ja chcę je wsadzić w ramki, a domowy cerber blokuje, no bo bez podpisu.
"Fastnachtspiel" od strony edytorskiej: bez zarzutu. I nawet, jeśli czerń nie jest idealna, to jest to CZERŃ, a nie szarości trybu 2xeco (wydawca skąpi i drukarz oszczędza). Pewien wydawca, którego każdy komiks jest "przegenialny", powinien zobaczyć, jak się wydaje komiks z szacunkiem do autora i czytelników, i to w cenie kilku paczek lucky strike'ów za prawie trzy i pół setki stron w twardej oprawie, na białym(!) papierze nie z tych lichowatych, ani tych objętościowych, co to dla wywołania wrażenia ekskluzywności są. Nie mrugnąłbym okiem, gdyby "Fast" kosztował dwie stówy. Skład gra, korekta ok (tam jakieś przecinki), wyklejka jest, dobry druk.
Brawo! I autorowi i Wydawnictwu 23.
Zapach jakiś nawet jest i to nie ten kleju z okładki, jak w "Muminkach"
Danie główne: a samemu trzeba zjeść, bo szef kuchni celuje w sztukę. I to nie w sztukę mięsa. W SZTUKĘ. Tę plastyczną, narracyjną i tę zmiksowaną. Dostajemy wymyślony świat, jego mieszkańców i opowieść - wszystko w spójnie wykreowanej estetyce, na czarno-biało. Pewnie, inspiracji jest tu prawdopodobnie wiele (może Metropolis, może ekspresjoniści i eksperymentatorzy zachodni, może jakieś rzeczy komiksowe?) i może Turek prowadzi też jakiś dyskurs z czymś mu znanym - dla mnie to mało istotne, bo ten komiks jest samodzielnym, kompletnym bytem komiksowym, w którym zaczyna i kończy się jakiś świat. Ale jaki i jak! I nie przeszkadza mi, ze nie czuję emocjonalnego związku z którąkolwiek z zaprezentowanych postaci, ciekawi mnie sama opowieść (a może samo miejsce, Miasto jest tym bohaterem naj) - jak się zazębią różne odkrywane fragmenty, kto lub co jest siłą sprawczą i czym steruje, czy pokręcenie służy tylko otumanieniu czytelnika, czy ma jakiś wewnętrzny sens? I, jak mi się widzi, najciekawsze jest to, że każdy czytający może odbierać "Fastnachspiel" inaczej, znajdować własne skojarzenia i odniesienia, widzieć bądź negować czegoś sens, gubić się i odnajdować. Bo przewijają się jakieś strawestowane echa 'opowieści z Hameln', przypowieści o wieży Babel, wojny religijne, jakiś cytat z nie wiem, "Ostatniej kohorty" czy któregoś "Asteriksa", widzę tu i Matrix, i coś z Melville'a czy Marryata. Przywidzenia? Nawet jeśli, to przecież czymś wywołane.
A może tak naprawdę to jest fantasmagoryczna alegoria naszego świata realnego, z jego bezsensami i sensami, z różnymi dziwnymi osobnikami, z Burmistrzami? I właśnie ta warstwa obrazowa, skojarzeniowa, wraz ze stroną plastyczną i opowieściową stanowią filary, na których "Fast" bardzo mocno stoi.
A plastycznie: petarda. Tu nie stawia się pytania: "czy Turek umie w rysowanie?", to bezprzedmiotowe. On zwyczajnie czuje i ma w sobie plastyczność, tę naturalną, swoją. I o ile w "Archiwum..." czepiłem się, że Zosia (już wiem, skąd się rysunkowo wzięła) jest 'be' (bo tam poprzez lepszy rysunek dziewczynka mogła - jej los znaczy - wywołać reakcję emocjonalną), to tu wszystko zwyczajnie pasuje, nic nie zgrzyta, bo wszystko jest z jednego świata. Jasne, ktoś powie: ale popełnił też "Orlęta" i czym to się niby różni - tak, ale tam wypuścił się niepotrzebnie na wody, po których niespecjalnie dobrze żegluje. Bo Turek zwyczajnie przeskoczył żmudną naukę warsztatu i wypracował swoje, co jest prawie niespotykane. A to swoje, nie tylko jest 'jakieś' (i u wielu warsztatowców niewystępujące), ale może zachwycać. I gdybym miał komuś z zagranicy, niestroniącemu od komiksu i z otwartą plastycznie głową, pokazać jeden polski komiks z minionych lat XXI wieku, byłby to właśnie czysty Turek i jego "Fastnachtspiel".
Tu jeszcze, co wyciągnąłem od żony (ona do Fasta siądzie w weekend dopiero), a tylko ją mam za swojego jedynego guru od plastyki: podziw i uznanie za dłubaninę, bo jeżeli Marek tworzy wszystkie oryginały jak kadry, którymi nas poobdarowywał, to ileż musi się nasiedzieć z komputerem, żeby to przybrało postać finalną jak w komiksie
I jeszcze jedna rzecz, bo przy okazji, jak kiedyś wyciągałem opinię o poprzednich turukomiksach, to żona się tylko domyślała, że Turu jest samoszkolony, dopiero przy "Archiwum..." się upewniła i potwierdziłem. Zrugała mnie wtedy, jak próbowałem mędrkować, czy można Turu porównać do Nikifora (ze świadomością odmienności dziedziny): że to bez sensu, i czy szczerze, podoba mi się Nikifor? No to jak określić Turka? "Genialny naturszczyk" - szczerze się nie spodziewałem. A jak moja żona z uznaniem odnosi się do czegoś, w czym ja coś widzę, to dla mnie coś znaczy.
Bezczelnie więc twierdzę, że "Fastnachtspiel" nie gra w lidze 'można mieć', a chodzi w kategorii 'komiks, który przeczytać i mieć trzeba'. Nawet, jak ktoś Marka Turka niespecjalnie trawi za sieciowe wyczyny. Bo w przyszłych książkach o polskim komiksie będzie wymienionych wielu autorów, ale po ilu i których będą sięgać nasi potomkowie? Większość z "Fasta" powstała niespełna dwie dekady temu. Sądzę, że i za kolejne dwie czy pięć, komiks ten będzie budził uznanie, a jak jeszcze obycie plastyczne się u nas poprawi, to ho, ho. Jedynie dzieci są poszkodowane, bo 'podroby ze śpiewaczy', to jednak danie dla dorosłych jest.
A jak Was zapyta kontynuujący komiksową pasję wnuk, czy mieliście okazję nabyć pierwsze kompletne wydanie "Fastnachtspiela" i gdzie ono jest, to co odpowiecie?