Autor Wątek: Tytus  (Przeczytany 102529 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline stab

Odp: Tytus
« Odpowiedź #690 dnia: Wt, 27 Luty 2024, 16:44:43 »
Korci, chociaż prawdopodobieństwo że to dotrze do mnie w stanie nienaruszonym jest niskie ;)

Offline Zwirek

Odp: Tytus
« Odpowiedź #691 dnia: Wt, 27 Luty 2024, 17:51:29 »
Powiem Ci, że to jest inwestycja. Jak przyjdą ciężkie czasy, bieda zaglądnie do naszych domostw, zdrapię to złoto z etui i będę miał na chleb ;)

Online greg0

Odp: Tytus
« Odpowiedź #692 dnia: Wt, 27 Luty 2024, 18:28:50 »




Złote, a skromne.
Ważne żeby narzekać...

Offline Castiglione

Odp: Tytus
« Odpowiedź #693 dnia: Wt, 27 Luty 2024, 19:25:11 »
Etui samo w sobie jest spoko, ale według mnie w ogóle nie komponuje się z tym wydaniem, wygląda jakby pochodziło z innego.

Offline Benson

Odp: Tytus
« Odpowiedź #694 dnia: Śr, 06 Marzec 2024, 08:59:36 »
Czy jest gdzieś podsumowanie, jak się ma zawartość Księgi Zero i 80-lecia do Tytusopedii?

Offline misiokles

Odp: Tytus
« Odpowiedź #695 dnia: Śr, 06 Marzec 2024, 11:24:15 »
Można podsumować jednym zdaniem. Tytusopedia zawiera w sobie Księgę Zero, 80-lecia + dużo dużo więcej.

Offline nori

Odp: Tytus
« Odpowiedź #696 dnia: Śr, 17 Kwiecień 2024, 22:22:13 »

Ukazanie się pod koniec zeszłego roku „Tytusopedii” to dla mnie jedno z najważniejszych, jak nie najważniejsze, wydarzenie w świecie polskiego komiksu. O dziwo, mimo całkiem fajnego systemu promowania przez wydawcę, dobrego kontaktu z potencjalnymi nabywcami, burzliwych dyskusji przy pojawieniu się paru zawirowań z dostawą, dłuższych recenzji czy opracowań na temat tego wydania jest tyle, co kot napłakał. Być może na taki stan rzeczy wpływa objętość, wszak „Tytusopedia” to w sumie ponad 1000 stron wypełnionych nie tylko komiksami i grafikami, ale także spora dawką publicystyki. Może jeszcze nie wszyscy przeczytali?




Opinie

Natomiast samych opinii pojawiło się sporo, co ciekawe, można także zaobserwować ciekawą tendencję pod tym względem. Owszem, gros opinii to wrażenia bardzo zrównoważone, ale pojawiły się także osoby, które z zacięciem i dość niezdrową tendencją stanęły po dwóch stronach barykady. Pojawiły się zarówno głosy o bardzo negatywnym wydźwięku, jak i niezwykle pozytywne, momentami aż do przesady, gdzie wytknięcie jakiegokolwiek błędu w tym wydaniu, a jakby nie było, błędów jest tutaj parę, uważa się za potwarz. I o ile opinie negatywne zazwyczaj opierały się na uzasadnionych podwalinach, to te pozytywne momentami wręcz wchodziły na poziom absurdu, wręcz robiąc więcej złego niż dobrego. Całkiem ciekawe.
Po pierwszych wrażeniach na gorąco, opisanych w notce o adekwatnym tytule „Tytusopedia pierwsze wrażenia”, wreszcie na spokojnie przeczytałem całe wydanie od deski do deski. I to dwukrotnie, często powracając jeszcze parokrotnie do wybranych fragmentów. Ogólnie, wrażenia się w sumie nie zmieniły, „Tytusopedia” to bezsprzecznie niezwykłe wydanie, niestety, niepozbawione pewnych przywar.
To nie recenzja, a dalszy ciąg opisu wrażeń, tym razem już nieco na spokojniej, nie będę także powtarzał informacji, które pojawiły się w „pierwszych wrażeniach”, a przynajmniej większości z nich. Na wszelki wpadek zaznaczę, o ile pewne błędy są faktem, więc pod tym względem nie ma co za dużo dywagować, to większość odczuć jest oczywiście subiektywnych. To co mi się nie podoba, niekoniecznie komuś innemu będzie przeszkadzać, działa to oczywiście także w drugą stronę.


Format

Dla przypomnienia, „Tytusopedia” to trzy ogromne tomiszcza (format 250 x 347 mm) liczące w sumie ponad 1000 stron! Format zbliżony jest do wydań ksiąg Historycznych, ale uwaga, „Tytusopedia” jest odrobinkę mniejsza, stąd jeżeli ktoś miał pomysł, by wykorzystać slipkejsa do przechowywania wydań Historycznych, podpowiadam, niestety, nie zmieszczą się.





Na zawartość składają się wszystkie historyjki z „Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem” które NIE ukazały się wcześniej w wydawanych regularnie księgach. Głównie dotyczy to historyjek drukowanych w „Świecie Młodych”, ale znalazło się tutaj także miejsce dla krótszych i dłuższych form publikowanych po rożnych magazynach i gazetach już po upadku „Świata Młodych”. Z komiksowych form zamieszczono tutaj także „Księgę TVP” oraz dodatek do „Elemelementarza”. Oprócz tego znajdziemy wprost zatrzęsienie ilustracji z Tytusem, a także spora dawkę publicystyki


Spis treści

Poniżej zdjęcia spisów treści z poszczególnych tomów:










Komiksy

Komiksy z Tytusem w „Świecie Młodych” ukazywały się w formie czarno-białej, z czasem zaczął pojawiać się kolor, jednak w specyficznej formie, jako jednobarwne plamy, do tego zazwyczaj poprzesuwane w stosunku do obszarów, na których powinny być umiejscowione. Sama jakość druku także nie zachwycała, a dodając do tego podłej jakości papier, historyjki nie prezentowały się w tej formie najlepiej. Na co zresztą często narzekał sam Papcio Chmiel, ubolewając nad takim stanem rzeczy. Celem „Tytusopedii” było zaprezentowanie tych komiksów w formie odświeżonej, takiej, w jakiej chciałby zobaczyć je właśnie sam autor. Jako że większość oryginalnych materiałów nie była dostępna, a i same magazyny „Świat Młodych” postarzały się, nie najlepszy papier dodatkowo mocno został nagryziony znakiem czasu, porwanie się na takie przedsięwzięcie można wręcz uznać za karkołomne. Prace trwały podobno około trzech lat, i bez wątpienia można określić, że cel udało się osiągnąć, i to z naprawdę niesamowitym efektem!
Już w pierwszej historyjce widać bardzo ładne odświeżenie kreski, na szczęście z zachowaniem szczegółów, wystarczy choćby spojrzeć na włosy Romka: wyraźnie widać białe kreseczki. Takie przywiązanie do szczegółów można zauważyć we wszystkich historyjkach, choć nie zawsze wypadło to aż tak dobrze. Czasem ewidentnie coś nie gra ze szczegółami, na szczęście, zazwyczaj pod tym względem odświeżenie wypada naprawdę rewelacyjnie.





Sama forma prezentacji komiksów także bez wątpienia nastręczyło sporo kłopotów, tym bardziej, że wydawca starał się zachować oryginalny układ kadrów. Papcio swoje komiksy rysował w najróżniejszy sposób, nie był przywiązany do jednego formatu. Czasem wypełniał całą stronę, czasem tylko fragment, stosował rożny układ, często także pomiędzy kadrami pojawiały się artykuły. Wydawca starał się nie ingerować w układ komiksów, stąd też mamy czasem plansze jak te poniżej zaprezentowane, oczyszczone ze zbędnych, nie dotyczących Tytusa, elementów.





Stąd też biorą się różnej wielkości marginesy na poszczególnych stronach, wynika to po prostu z formuły oryginalnych materiałów. Tam gdzie zostało więcej miejsca, wydawca starał się je wykorzystać, prezentując jakiś rysuneczek czy grafikę.









Pojawienie się plam kolorystycznych, zazwyczaj nieregularnych i poprzesuwanych w stosunku do czarnej kreski, nastręczyło kolejnych kłopotów. W tym przypadku kolorowe obszary zostały nałożone zupełnie od nowa, oczywiście w miejscach w których powinny być umiejscowione od początku. To co od razu rzuca się w oczy, to nowe plamy są wprost idealnie jednolite, co nie zawsze jednak wypada zbyt dobrze. O ile w większości przypadków nie można mieć zastrzeżeń, to czasem zdarzają się miejsca, gdzie ewidentnie coś nie gra. Fakt, stare metody, gdzie widać nieregularność, lub nawet przesadzony raster wynikały w większości przypadków z niedoskonałości techniki drukarskiej, ale jednak, miały swój specyficzny klimat. Tutaj często jest wręcz za sterylnie, zbyt „komputerowo”. Mnie prywatnie szczególnie razi zastosowany nowy kolor zielony, który szczególnie w historyjkach o karpiu i jubileuszowej jest po prostu znacznie za ciemny, przez co cierpi na czytelności sama kreska rysunku.





































Wydawca podczas promowania „Tytusopedii” zaprezentował plansze oryginalne i poprawione, i owszem, umiejscowienie kolorów na właściwych miejscach jest jak najbardziej godne pochwały, ale jednak te stonowane, nieco delikatniejsze barwy, według mnie, wypadają znacznie ładniej. Jednak ogólnie, nie jest to coś, co przeszkadza w poznawaniu odświeżonej wersji.



Wspomniałem o włosach Romka, i znów warto przytoczyć plansze, która zaprezentował sam wydawca. Na włosach Tytusa widać białe plamki. I tak jest w poprawionej wersji… ale tylko na pierwszym kadrze. I ten oryginalny zgniłozielony naprawdę fajnie wygląda.





Mimo wielu poprawek, czasem zdarzą się także takie kwiatki, jak zbyt dużo miejsca w dymku. Jasne, tak było w oryginale, ale jak już kreska Papcia jest poprawiona, można by przyjrzeć się także takim niuansom.




Porównanie z wydaniem Egmontu

Swego czasu wznowienia historyjek z Tytusem ze „Świata Młodych” podjął się Egmont, a na rynku ukazały się dwa tomy: „Księga Zero” i „Księga 80-lecia”. Nie były to jednak pełne wydania, brakowało bardzo dużo historyjek, do tego niektóre zaprezentowano we wręcz karygodnej jakości.

Już w pierwszej opowiastce widać znaczne różnice w formie odświeżenia, rysunki zaprezentowane w „Tytusopedii” są wyraźnie delikatniejsze i bogatsze w szczegóły.



Duży format „Tytusopedii” uzasadniano, że wreszcie historyjki zostaną zaprezentowane w odpowiednim formacie. Jak widać, w stosunku do wydania Egmontu nie zawsze kadry są większe.





A czasem wręcz mniejsze!



Na szczęście to odosobnione przypadki, sytuacje, jak poniższa, jednak dominują.



Słynna już historyjka w Kosmosie, tragicznie zaprezentowana w wydaniu Egmontu, wreszcie u Ongrysa nabrała, dosłownie, nowych barw.





Warto także rzucić okiem na kolorowanie, o ile ustawienie plam kolorystycznych w odpowiednim miejscu to bezsprzecznie wielka zaleta „Tytusopedii”, to już odwzorowanie kolorów pozostaje kwestią gustu. Podobają mi się te żywe kolory z wydania Ongrysa, ale czasem jakby ładniej prezentowało się kolorowanie bardziej subtelne, nieco jakby wyprane, blade. Ale podkreślam, to już kwestia gustu. No i zaczynam się potarzać….






Publicystyka

„Tytusopedia” to nie tylko komiksy i rysunki ale także wszelkiej maści artykuły, i co najważniejsze, całkiem ciekawe i wartościowe. Znajdziemy tutaj zarówno wstępy do poszczególnych tomów, prezentujące także kulisy powstawania wydania, jak i artykuły opisujące losy Papcia, „Świata Młodych”, czy też ciekawostki na temat samych wydań komiksów. Nie zabrakło wywiadów, naprawdę ciekawych i wartych poznania. Jest nawet jeden, który można potraktować jako swoiste kuriozum, ale to trzeba samemu przeczytać.





Sam układ artykułów jest bardzo estetyczny, teksty zajmują około 2/3 strony, a pozostałe miejsce poświęcono na dodatkowe zdjęcia czy grafiki. Niestety, przez to elementy graficzne niekiedy są dość mikrych rozmiarów, co narzuca do rozważenia, czy jednak układ np.: dwukolumnowy wypełniający całość strony, z wkomponowanymi w treść elementami graficznymi nie byłby lepszy. Tym bardziej, że czasem jakiś obrazek jednak wkomponowano w sam tekst, odnoszę wrażenie, jakby nie do końca przemyślano kwestię układu tekstów. Tym bardziej, że te marginesy obok tekstu nie zawsze są wypełnione, na niektórych stronach wręcz pozostawiono je całkowicie puste.

Szereg maciupkich zdjęć:



Obrazki wkomponowane w tekst, a marginesy pustawe:








Podział historyjek

Papcio publikując w „Świecie Młodych” nie stosował wyraźnego podziału na historyjki, często przeskakując z tematu na temat, stosując przerywniki w postaci tzw. odcinków jubileuszowych, a nawet publikując niejako rożne ciągi fabularne jednocześnie. W „Tytusopedii” zastosowano podział na serie, owszem, jak najbardziej sprawdzający się, ale czasem jakby użyto go bez większego pomyślunku, zarówno do podziału jak i nadawanych tytułów. Tytułów, które są twórczością wydawcy, gdyż sam Papcio nie nazywał swoich serii, ale jego zabawy ze słowem pozwalałyby na zastosowanie jednak większej kreatywności. Ot, najlepszym przykładem jest seria czwarta, nazwana „Podróż w czasie”, gdy tymczasem sam Papcio podsunął rewelacyjny potencjalny tytuł „Nasze skoki przez epoki”. Albo pierwsza historyjka nazwana banalnie „w kosmosie”, gdy już w drugim kadrze mamy idealną na tytuł sentencję „Żegnaj Ziemio”.



Przy stronach tytułowych czasem można znaleźć dodatkowe adnotacje, co znajdziemy w danym rozdziale, jednak często zabrakło choćby podstawowych informacji, a sama regularna historyjka pomieszana jest z odcinkami jubileuszowymi. Pal licho, gdy odcinki jubileuszowe idealnie wpasowują się w ciąg przygód naszych bohaterów, ale czasem powiązanie ich z dłuższym scenariuszem nie ma żadnego sensu.
Ciekawie rozwiązano rozdział 18 (Tom 2, str 233), gdzie Papcio właśnie przeplatał dwa cykle, tutaj zostały na szczęście uporządkowane, i najpierw mamy „Szkołę Wszechnauk”, a później pojedyncze przygody, choć odcinek świąteczny został wpleciony pomiędzy nie, ale akurat tutaj może być jak najbardziej traktowany jako pojedyncza historyjka. Rozwiązanie idealne, ale dlaczego nie ma żadnej informacji na stronie tytułowej o takim zabiegu, skoro w przypadku wcześniejszy rozdziałów pojawiały się tego typu ciekawostki? Ewidentny brak konsekwencji.
I ostatni rozdział zbierający historyjki ze „Świata Młodych”, gdzie zamiast umieścić je wszystkie po kolei, tym bardziej, że to zaledwie parę stron, to poprzetykano je innymi materiałami. Owszem, zapewne powodem było trzymanie się chronologii, ale przecież we wspomnianym rozdziale 18 wydawca odszedł nieco od tej metody i sprawdziło się to idealnie. Więc czemu tutaj nie zastosowano podobnego klucza? Znacznie wpłynęło by to na czytelność! I ponownie, brak konsekwencji. Raz się da, raz nie.


Artykuły o księgach.

Ciekawym dodatkiem jest seria artykułów traktujących o wydaniach książeczkowych, oczywiście umieszczonych z zastosowaniem chronologii, czyli dokładnie między rozdziałami komiksów, tak jak książeczki się ukazywały. Dlatego też Księga XV jest opisywana po XVI, nie jest to błąd, gdyż rzeczywiście tak się ukazały, ale… No właśnie, po co znowu aż tak kurczowo trzymać się chronologii, skoro gdzie indziej można było ja przełamywać, a chyba większym sensem byłoby zastosowanie kolejności według numeracji?





Same artykuły są niezwykle ciekawe i bogate w treść, choć szczególnie przy księgach historycznych, autor nieco kombinował, by zapełnić choć stronę. Możliwe, że lepszym rozwiązaniem byłoby jednak zgrupowanie tych artykułów w jednym miejscu, i poświęcenia im tyle miejsca ile potrzeba. A czasem pół strony by zupełnie wystarczyło, czy też potraktowanie ksiąg Historycznych jako jeden artykuł.
Każdy z takich opisów dodatkowo zaopatrzony jest w tabelkę w której wyszczególniono wszystkie wydania. I tutaj niestety jest prawdziwa tragedia, większość takich tabelek zawiera okropne błędy.




Błędy

Już na start rzucają się w oczy kolekcje Pruszyńskiego. W sumie, było ich cztery: pierwsza bez wyraźnego oznaczenia, potocznie nazywana jako „Superkolekcja”, kolejne to „Niezwykła kolekcja”, „Tytus ma już 60 lat” i „Pamiątkowa kolekcja”. Startowały odpowiednio w 2009, 2014, 2018 i 2021 roku. Niestety, poszczególne kolekcje są notorycznie pomieszane czy też źle opisane w tabelkach.
Dla przykładu tabelka towarzysząca pierwszej księdze. Wydanie X powinno być z 2014 roku, dlaczego wydanie XI wystartowało w 2017 roku nie mam pojęcia, może był jakiś rzut, natomiast pominięto zupełnie wydanie z 2021 roku...



Księga V, pierwsze wydanie powinno być oznaczone datą 1970, a nie 1969. Kolekcje standardowo źle opisane.







W przypadku księgi XII pomylono dwie daty, dotyczące wydania 3 i 4.



A tutaj źle opisano „Złotą Księgę”, nie siódma, a ósma!



Tu się coś w ogóle pokaszaniło…





W „Elemelementarzu” brak wydania z 2021 roku.

I tak dalej…

Nie sprawdzałem opisu poszczególnych odcinków. Nieco się boję…

Na szczęście w samych tekstach nie rzuciły mi się jakieś większe błędy. Ot takie wpadki, jak na stronie 108 w 3 tomie: jest „te kadr” zamiast „te kadry” czy na stronie 278 napisano „Księdach”. Jednak trzeba przyznać, że jak na taki ogrom tekstu, to pod tym względem nie jest to zły wynik.

A i miały być wszystkie komiksy. A reklamówka Mobil 1 miała dwie wersje, choć fakt, różniły się tylko tekstem w ostatnim kadrze, więc w sumie….


Podsumowując

Trzy ogromne tomy, wydrukowane na świetnej jakości papierze, ogrom pracy, zbiór komiksów i grafik, które w większości nigdy nie były wznawiane, do tego całość zaprezentowana w formie odświeżonej i niezwykle dopieszczonej. „Tytusopedia” sprawia niesamowite wrażenie i jest bez wątpienia niezwykłym przedsięwzięciem. Koniecznie należy docenić ogrom pracy nad materiałami, uporządkowanie większości komiksów, polowanie na ilustracje i rożne ciekawostki, a także bardzo przyjemną publicystykę.

Pod tym względem bez wątpienia „Tytusopedia” błyszczy!

Niestety, nie obyło się bez paru zgrzytów, w tym błędów w datach czy opisach, momentami bardzo chaotycznym układzie (szczególnie widać to w trzecim tomie) czy nieco niefortunnym składzie tekstów. Nie każdego będzie razić zastosowany podział historyjek i ich tytułowanie, tutaj raczej skrzywia się tylko osoby pamiętające choć po części Tytusa w „Świecie Młodych”. Sama odświeżenie historyjek wypadło przepięknie, szczególnie, jeżeli chodzi o czarną kreskę, zastosowanie nowych plam kolorystycznych zazwyczaj wypada bardzo dobrze, choć ponownie, pojawiają się momentami zgrzyty, ale głównie dla osób, które kiedyś miały te numery gazety w ręku. I zapewne te nowe sterylne kolorki wielu osobom przypadną do gustu.

Razi także wyraźny brak konsekwencji w pewnych decyzjach, raz trzymamy się dokładanie chronologii, by w innym miejscu w ogóle się nią nie przejmować. Czasem są dodatkowe informacje na temat komiksów, a w innym miejscu, gdzie rzeczywiście by się przydały, już ich brak. Odnoszę wrażenie, że wydawcy koniecznie zależało, by wypuścić to wydanie jeszcze w 2023 roku, i po prostu zabrakło z pół roku na to, by nieco całość tak do końca, powiedzmy, wyszlifować.
Kwestia ceny. Nie da się ukryć, że niecałe 200 złotych obecnie za tom to niemała kwota, ale patrząc na sposób wydania, format, liczbę stron, cena raczej nie wydaje się wygórowana. Zresztą warto porównać z innymi obecnie wydawanymi komiksami, a też należy pamiętać, że „Tytusopedia” to nie zwykły przedruk, ale ogrom pracy włożony w to wydanie. W przedsprzedaży można było nabyć tomy nieco taniej, jednak wymagany był zakup w komplecie, a wtedy fakt, koszt zakupu staje się mocno odczuwalny. Ale uczciwie należy przyznać, że wydawca rozpoczął promocje na tyle wcześniej, że spokojnie można było na „Tytusopedię” odłożyć do skarbonki.
Paradoksalnie, możliwe, że pojawiłoby się o wiele mniej głosów oburzenia na cenę, gdyby poszczególne tomy ukazywały się w odstępach czasu. Do tego, patrząc na zawartość, możliwe, że lepszym sposobem wydania byłoby zebranie tego wszystkiego nie w trzech, ale czterech tomach. Pierwsze trzy poświęcone tylko historyjkom ze „Świata Młodych”, czwarty rysunkom i komiksom które Papcio tworzył już po zamknięciu tej gazety. Oczywiście każdy tom wzbogacony o odpowiednie dodatki.

A zapewne wszystkich zadowoliłaby możliwość wyboru, coś jak w przypadku choćby Kajko i Kokosza czy Binio Billa. Mamy na rynku zarówno wydania zbiorcze, jak i wersje wydawane w pojedynczych zeszytach, w przystępnych cenach. Zresztą wydawnictwo Ongrys ma na swoim koncie już publikacje tej samej serii zaprezentowanej w różnych formach.

Cóż, zobaczymy jak będzie w przypadku kolejnych wydań. Papcio, nawet ten najstarszy, zasługuje, by być cały czas dostępny, nie tylko dla starszych wiekiem komiksiarzy, ale i dla tych młodszych, dla których te historyjki będą pierwszą stycznością z najstarszymi Tytusami. A koniecznie należy dodać, czyta się to nadal wspaniale. Tytus zupełnie się nie starzeje!


I jeszcze o zawartości

TOM 1

Zawiera komiksy z lat 1957-1965, do tego „Rowerową Szkołę” i Kalendarz na rok 1964.
Wśród artykułów otrzymujemy wstęp, biografię Papcia, wywiad z Papciem oraz cztery artykuły o „Świecie Młodych” i Tytusie.

TOM 2

Zawiera komiksy z lat 1965-1972, dodatkowo „Odwiedziny do rodziny”. Zawarto tutaj opisy ksiąg 1-6 i wywiad z Arturem, synem Papcia. Wśród pozostałej publicystyki można poczytać m.in. o rynku oryginalnych plansz, czy też o pojazdach.

TOM 3

Zawiera komiksy z lat 1972-1986 ze „Świata Młodych”, oraz komiksy publikowane w późniejszych latach w różnych magazynach czy gazetach. Wywiady z Moniką, córką Papcia, Tadeuszem Baranowskim, Anną Krywal-Mościcką, Mariką Rosochacką, Waldemarem Czerniszewskim, Tomaszem Kołodziejczakiem, Janem Kubaniem. Opis pozostałych ksiąg, w tym Historycznych i kolorowanek, oraz szereg innych artykułów.
8studs blog o klockach LEGO, komiksach i filmach.

Offline misiokles

Odp: Tytus
« Odpowiedź #697 dnia: Śr, 17 Kwiecień 2024, 22:30:13 »
Ciekawe, czy te sterylne kolorki za 15-20 lat spłowieją, tym samym upodabniając się do swoich 'ojców'?

Online Martin Eden

Odp: Tytus
« Odpowiedź #698 dnia: Śr, 17 Kwiecień 2024, 22:36:43 »
Brawo, Nori, chłopie, napracowałeś się.
Dużo ciekawych spostrzeżeń, widzę jak wiele rzeczy mi uciekło, ale też nie jestem tak obeznany, żeby wychwytywać te błędy i ciekawostki.
Dla mnie to była wspaniała lektura, numer jeden za 2023 rok.
Po Twoim poście od razu chce się czytać drugi raz.

Online greg0

Odp: Tytus
« Odpowiedź #699 dnia: Śr, 17 Kwiecień 2024, 22:45:05 »
Brawo, Nori, chłopie, napracowałeś się
Przychylam.
Kawał mrówczej roboty.
Szacunek dla @nori.


Ważne żeby narzekać...

Offline Jaszczu

Odp: Tytus
« Odpowiedź #700 dnia: Cz, 18 Kwiecień 2024, 07:37:29 »
"O dziwo, mimo całkiem fajnego systemu promowania przez wydawcę, dobrego kontaktu z potencjalnymi nabywcami, burzliwych dyskusji przy pojawieniu się paru zawirowań z dostawą, dłuższych recenzji czy opracowań na temat tego wydania jest tyle, co kot napłakał."


Nie ma egzemplarzy recenzenckich to i recenzji brak. Po drugie sama objętość też może onieśmielać, bo poza samymi komiksami jest też sporo publicystyki. Książek Adama Ruska, które są świetne, też prawie nikt nie recenzuje.

Offline PJP

Odp: Tytus
« Odpowiedź #701 dnia: Cz, 18 Kwiecień 2024, 08:05:28 »
Dobra robota. Też mam w planach recenzję, ale u mnie akurat powód obsuwy recenzyjnej jest dość banalny - brak czasu. Także na książki Ruska ;)

Offline Jaszczu

Odp: Tytus
« Odpowiedź #702 dnia: Cz, 18 Kwiecień 2024, 11:34:24 »
Cytuj
A zapewne wszystkich zadowoliłaby możliwość wyboru, coś jak w przypadku choćby Kajko i Kokosza czy Binio Billa. Mamy na rynku zarówno wydania zbiorcze, jak i wersje wydawane w pojedynczych zeszytach, w przystępnych cenach. Zresztą wydawnictwo Ongrys ma na swoim koncie już publikacje tej samej serii zaprezentowanej w różnych formach.

Cóż, zobaczymy jak będzie w przypadku kolejnych wydań. Papcio, nawet ten najstarszy, zasługuje, by być cały czas dostępny, nie tylko dla starszych wiekiem komiksiarzy, ale i dla tych młodszych, dla których te historyjki będą pierwszą stycznością z najstarszymi Tytusami. A koniecznie należy dodać, czyta się to nadal wspaniale. Tytus zupełnie się nie starzeje!

Tylko czy na pewno jest to materiał, który się nadaje na szeroko dostępne, zeszytowe wydanie? Masa tego materiału to są pierwsze, drugie i czasem trzecie wersje tego co jest w regularnych księgach wznawianych cały czas przez Prószyńskiego. Czy to nie są jednak ciekawostki fajne dla kolekcjonerów i zajawkowiczów (dla mnie to jest super) niż dla dzieciaka, który po prostu chce poczytać przygody Tytusa?
Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby Tytusopedię wydać w formie zeszytowej dla tych samych kolekcjonerów co już mają zbiorcze wydanie, czy dla tych którzy nie chcieli na raz wydać tych kilku stów. Ale argument, że to będzie fajna rzecz dla współczesnych dzieciaków jest dla mnie nieco kulawy. Dla nich, jeśli już chcą czytać Tytusy, są księgi od Prószynskiego. Kolorowe i po kilka złotych za sztukę.

Recenzja super, podziwiam nakład pracy w nią włożony i dociekliwość.