Nowy komiks autora, który w pewnych kręgach, przez ludzi dla których jakość rysunku jest wprost proporcjonalna do liczby narysowanych kresek, bywa podawany jako przykład, że Polacy rysować nie umieją. Nie przekona ich, że jest inaczej, choć wraca na pełnej, w wielkim stylu. Nie będę się bawił w analizy, nie zrobiłbym tego odpowiednio dobrze. Ale ten komiks bardzo by na nie zasługiwał. Na najbardziej podstawowym poziomie to jest dokument, ale taki bardziej z MDAG niż z National Geographic. Czytelnik nie jest bombardowany suchymi faktami, raczej wrażeniami, dzięki którym może poczuć się jak uczestnik przedstawianych okoliczności. Tak też jest tutaj, setki krótkich scenek rodzajowych, niektóre zabawne, inne smutne, każda interesująca. Ale traktowanie tego komiksu tylko w taki sposób byłoby bardzo dużym spłyceniem. Jest to też ironiczny (ale bez piętnowania) komentarz do tamtych czasów i ludzi. I wreszcie, najmniej wyraźnie, choć bardzo zmyślnie, bywa to analogią do czasów dzisiejszych. Nienawidzę patosu i wielkich słów w pisaniu o jakichkolwiek wytworach (pop)kultury, ale tu mi się wyjątkowo ciężko powstrzymać, bo ogromne wrażenie zrobił na mnie ten tytuł. Również ze względu na rysunki. Częściowo są to "patyczaki" znane z wcześniejszych prac Świdzińskiego, ale w pewnych konkretnych momentach zmieniają się one - na bardziej realistyczne (socrealistyczne w zasadzie), trochę z feelingiem pop-artu. W obu tych konwencjach autor potrafi bardzo skromnymi środkami pokazać wszystko, co tylko chce. Emocje, wrażenia, fakty, płynną narrację, symbolikę. Dosłownie cokolwiek. Wyjątkowy komiks, bardzo polecam nieuprzedzonym.