Jerzy Wróblewski od najmłodszych lat zafascynowany był Westernem, nic więc dziwnego, że także sięgał po ten gatunek w swoich komiksach, i już w 1959 roku, na łamach "
Dziennika Wieczornego" pojawiła się westernowa historyjka "
Jeździec w masce". Mimo że Wróblewski specjalizował się w realistycznym rysunku, to przygody dzielnego szeryfa
Zbigniewa Bileckiego, zwanego potocznie
Binio Billem, tworzył w estetyce humorystycznej i kreskówkowej. Pierwsza historyjka powstała już w
1975 roku, jednak problemem okazała jej publikacja. Mimo prób, nie udało się w
Wydawnictwie Sport i Turystyka, Binio Bill nie trafił także na łamy magazynu "
Relax". W końcu swoje podwoje otworzyła gazeta "
Świat Młodych" i w 1980 roku
Rio Klawo doczekało się odcinkowej publikacji.
Binio Billa pokochali czytelnicy, i przez lata pojawiały się zarówno nowe historyjki, jak i wznowienia starszych:
Rio Klawo
(1980)Binio Bill na szlaku bezprawia
(1980, 1988)Binio Bill i 100 karabinów
(1981)Binio Bill i trojaczki Benneta
(1982, 1988)Binio Bill kręci western i… w kosmos
(1983, 1987)Binio Bill i ciocia Patty
(1984)Śladami Kida Walkera
(1986)W końcu także dzielny szeryf zawitał w pełnoprawnym wydaniu albumowym:
Binio Bill i skarb Pajutów
(1990, Krajowa Agencja Wydawnicza)Po śmierci autora, ukazał się jeszcze jeden album, czarno-biały, na podstawie odnalezionych w rodzinnych archiwach plansz:
Binio Bill i Szalony Heronimo
(2009, BBTeam)W latach 2015-2020
Wydawnictwo Kultura Gniewu wznowiło wszystkie przygody
Binio Billa w kolekcji pięciu albumów, w odpowiednio odświeżonej formie, tutaj także
Szalony Heronimo pojawił się wreszcie w kolorze.

Obecnie natomiast otrzymaliśmy wydanie zbiorcze wszystkich przygód, w jednym, przepięknym tomie, oczywiście w twardej oprawie i ze specjalnie przygotowaną okładką.


I trzeba przyznać, wydanie robi ogromne wrażenie, tym bardziej, że nawet po tylu latach historyjki te dostarczają wyśmienitej rozrywki. Owszem, pojawiają się pewne niekonsekwencje, niektóre opowiadania dziwnie szybko się kończą, inne znowu przewrotnie zaskakują rozwojem wydarzeń. Także wypomnieć można naszemu Szeryfowi, że z początku zatwardziały miłośnik wody sodowej, lemoniady i herbaty, w późniejszych opowiadaniach już bardzo chętnie sięga po piwo. W niczym to jednak nie przeszkadza, moje ulubione
Trojaczki Benneta i opowiadanie o kręceniu filmu oraz podróży w kosmos nadal pozostają wyśmienitą lekturą. Zresztą reszta historyjek także jest rewelacyjna, no może oprócz jednej króciutkiej, ale jakoś nigdy nie przepadałem za pewną ciotką, i nadal nie zdobyła ona mego serca. A skoro wspomniałem o sercu, wypada nadmienić, że Binio potrafił rozkochać w sobie niejedną piękną niewiastę, choć najwidoczniej, nie był stały w uczuciach. Warto dodatkowo podkreślić, że Wróblewski potrafił rysować przepiękne kobiety, i to jak widać, zarówno w stylistyce realistycznej, jak i tej mniej poważnej.

Wracając do samego wydania, niestety, nie uniknięto paru potknięć. Wydawca zadbał o zestawienie poszczególnych tytułów, wraz z datami ich wcześniejszych publikacji, ale o samym spisie treści już zapomniano. Nie przeszkadza to bardzo, ale jednak w takim wydaniu można było coś fajnego wykombinować, choćby połączyć spis treści z listą wydań, i uzupełnić poszczególne tytuły o miniaturki plansz rozpoczynających poszczególne rozdziały.

Jako, że to wydanie zbiorcze, nie zabrakło tutaj dodatków. Najważniejszym jest opis ogólnie o serii i perypetiach autora, bardzo ciekawie napisany, ale niestety jest to praktycznie dokładna kopia tekstu, który znalazł się już w 2015 roku w albumie "Binio Bill kręci western i… w kosmos". Zmieniono jedynie ostatni akapit. Na plus niniejszego wydania, jest nieco więcej materiałów graficznych, w tym jedno planszowa historyjka "
Huczące Colty" z
1968 roku. Na deser dodano paręnaście stron rysunków, wykonanych przez różnych autorów i będących forma hołdu dla postaci Binio Billa.


Naprawdę fajne wydanie, choć jak ktoś posiada komplet pięciu kolorowych albumów, niekoniecznie musi po nie sięgnąć. Z pewnością na plus wypada sporo graficznych materiałów dodatkowych, a także forma wydania: okładka moim zdaniem jest przepiękna. A same komiksy nadal czyta się rewelacyjnie, i jak najbardziej warto raz po raz powracać na Dziki Zachód w towarzystwie Zbigniewa Bileckiego.