Właśnie skończyłem czytać najnowszą część po odświeżeniu sobie tomu 6. Ponieważ jest to jedna spójna historia, więc ocenię wspólnie oba tomy. No cóż...
Guarnido to jeden z moich ulubionych rysowników i tak jak wcześniej, trzyma nadal bardzo wysoki poziom. Chyba wielką frajdę sprawia mu dobór gatunków zwierząt do konkretnych bohaterów. Jedyny mały minus do całostronicowej ilustracji mostu i miasta w tomie 7. Jakoś mnie ta kompozycja i jej kolorystyka nie porwały. Natomiast co do scenariusza, to historia sama w sobie jest całkiem niezła, aczkolwiek poprzednie tomy przyzwyczaiły nas do czegoś innego. We wcześniejszych albumach to Blacksad był głównym bohaterem, a my podążaliśmy za jego śledztwem - była intryga, akcja, kobiety i zwrot akcji na końcu. Tutaj Canalez chciał pokazać znacznie dłuższą opowieść. Jak zwykle Blacksad rozpoczyna swoje śledztwo, ale z planszy na planszę historia staje się coraz bardziej wielowątkowa, mamy wprowadzane i uśmiercane coraz to kolejne postaci, a przez to tempo samej opowieści jest raczej dość powolne. Dodatkowo scenarzysta wprowadzając kolejne wątki często ich jednak nie kończy (łasice, Rachel, Alma, pucybut, lis itd.), przez co ciężko nam się w ten komiks wciągnąć. Nawet duet Blacksad'a z Weeklym jest tu przez większość czasu rozdzielony, co było siłą napędową kilku wcześniejszych opowieści. Kiedy się połączyli na chwilę pod koniec tomu 7, poczułem starego dobrego Blacksad'a. Generalnie Blacksad, mimo że to on prowadzi śledztwo, nie jest tu do końca głównym bohaterem. Bardziej powiedziałbym, że jest nim Solomon. W końcu spodziewany zwrot akcji na końcu, jest na swój sposób trochę naciągany...
Podsumowując - rysunkowo to nadal stary dobry Blacksad, ale historia jest opowiedziana w nieco innym stylu niż byliśmy dotychczas przyzwyczajeni, co ja oceniam niestety in minus. Bez wątpienia jednak albumy zostają na półce.