Jeżeli cała ta Saga miała mieć jakikolwiek sens, to właśnie w tym, żeby odejść trochę od kanonu, poeksplorować odmienne perspektywy, zobaczyć innego Thorgala. Niewolnicze trzymanie się ciągłości głównej serii to zakładanie sobie strzyczka na szyję. Co w takim układzie te opowieści mają osiągnąć? Wypełniać jakieś "luki w biografii", ale tak żeby boże broń z niczym się to nie kłóciło? Nie miało żadnego wpływu na jedyny słuszny i usankcjonowany tor wydarzeń? Pozostawało bez żadnego wpływu na rozwój postaci? To co zostaje? Pomijając jakieś fabularne fikołki w stylu "Throgal traci pamięć a potem ją odzyskuje" (nawet van Hamme nie potrafił tego wątku sensownie poprowadzić), to okazuje się, że tak naprawdę zamiast "wszystkiego" nie możesz zrobić prawie nic. Zostają jakieś popierdółki w stylu "Thorgal robi pranie" czy "Thorgal stoi w kolejce na poczcie". Co oczywiście też mogło by być zabawne, ale o wiele więcej sensu ma traktowanie Sagi jako stojącej "obok" głównej serii. Takie alternatywne światy. Wtedy naprawdę wszystko jest możliwe - i dla mnie jest to OK. Zupełnie osobną kwestią jest to, że takie historie nadal musiały by być dobrze napisane. No bo, nie oszukujmy sie, jak całość w obrębie jednego tomu nie trzyma się kupy, to nie jest to problem z "brakiem szacunku", tylko brakiem czegoś zgoła innego.