Jestem z czytaniem Thorgala trzy albumy do tyłu. Jakoś tak z rozpędu po lekturze Szronu i ognia zabrałem się za główną serię. Powtórzyłem sobie Neokorę (39) i zacząłem czytać Tupilaki (40). Jak Atlanci wstali ze swoim kapsuł w statku w krainie lodów, choć w drugim tomie Thorgala cały dramat polegał na tym, że Slivia i jej córka były ostatnimi żyjącymi ludźmi z gwiazd, przedłużenie rodu przepadło, kiedy piękna córka zginęła i ruda z opaską została na wieki sama w tej metalowej trumnie z ciałami braci, to przestałem czytać. Yann, jak ja cię k#$@a nienawidzę. I wszystkich tych pseudo scenarzystów też. Zapieprzanie na galerze, to byłaby dla was zbyt mała kara.
To nie są złe komiksy, raczej przyzwoite przygodówki z niezłą kreską i ładnymi kolorami, ale to są
bardzo złe Thorgale. Jeśli ktoś pamięta pierwsze 23 albumy, to po prostu cierpi.
Mam jeszcze (41), a (42) musiałbym dokupić. Powiedzcie, proszę, że (41) i (42), to znowu spoko one-shoty w stylu naprawdę fajnych Pustelnika ze Skellingaru i Selkie. No fajnie się to czyta, jest przygoda, ale absolutnie nikt nie dba o to, żeby nowego albumy stanowiły spójną całość z klasyką. Jeśli ktoś dopiero zaczyna, to dobrze radzę - do Klatki. I koniec. Ewentualnie do Błękitnej zarazy. Królestwa pod piaskiem już lepiej nie tykać, bo nawet Van Hamme zaczął podkopywać swoje dziecko. Ale to co odwalają kontynuatorzy... statki z Qa przyleciały do Bagdadu, choć nie miały prawa już się poruszać (pomijam już fakt, że ten wątek jest po prostu głupi), bo tajemnice gwiezdnej technologii zniknęły wraz z Ogotaiem. Sens albumu Strażniczka kluczy, o czym wspominaliśmy kilka dni temu, został zniszczony w jednej z serii pobocznych. Żeby zbliżyć się do Strażniczki trzeba było być Thorgalem, potem się okazało, że daje każdemu. Bogowie ze starych albumów, którzy byli w albumie Aaricia przedstawieni jako jakieś mityczne postacie w tych ozdobnych ramkach, nagle zaczęli być przedstawiani jako gadające postacie (Loki i tak dalej). Wcześniej to były jakieś spotkania w snach z Freją lub z zapomnianym bogiem (ten pegaz). Thorgal i Aaricia się puszczają, rozmowy Louve ze zwierzętami, które działy się w jej głowie, są teraz przedstawiane jako normalne dymki, jakby Louve sobie gadała z kimś w karczmie przy piwie, Kriss de Valnor wiecznie wraca z dupy do serii, bo nie mają pomysłu na inne złe charaktery, a teraz jeszcze zabrali się za Wyspę lodowych mórz. Oczywiście że jutro dokończę ten album, bo to - jak wspomniałem - nie jest zły komiks, ale to bardzo zły komiks o Thorgalu. A poza tym jestem nienormalny.

Pustelnik i Selkie były fajne, ale Yann stwierdził chyba, że czas znowu zniszczyć jakiś nienaruszalny thorgalowy motyw, część fundamentu i wziął wielki zamach młotem.