Po fajnym "Żegnaj, Aaricio i przeciętnym "Wendigo" z obawą sięgnąłem po trzeci tom serii Thorgal Saga, czyli
"Shaigan". Niestety, moje obawy okazały się uzasadnione.
Na początek o grafice - jest ok, fajne rysunki, świetnie kolorowanie. Jedynie Kriss na większości ilustracji wygląda mało atrakcyjnie, a główni bohaterowie nie zawsze "trzymają" te same rysy twarzy.
Fabuła za to jest licha i prezentuje się jak generyczny quest RPG - musisz iść do A, on odeśle cię do B, a ten udzieli ci informacji w zamian za odnalezienie dla niego artefaktu C. W tym celu musisz zbadać X grobowców najeżonych pułapkami, a artefakt C będzie oczywiście w ostatnim. Raz jesteśmy w wiosce Wikingów, zaraz potem na wulkanicznej wyspie, potem w dżungli itd. W dodatku pod koniec komiksu wyraźnie czuć, że autorom zaczyna się spieszyć i wrzucają pewne elementy na szybko, żeby tylko zmieścić się w limicie stron.
Scenarzysta nie radzi sobie z wpasowaniem "Shaigana" między "Piętno wygnańców" i "Koronę Ogotaia" - w większości przypadków robi to dopychając nierówności kolanem albo wcale (bo czegoś nie doczytał). Czytelnik z łatwością dostrzega te luki i grubą fastrygę. Wprasowanie "Shaigana" między dwa tomy regularnego cyklu nie służy lekturze - przesądzone jest kto przeżyje (chyba, że Yann o czymś zapomniał, bo i tak bywa), z kim się będzie trzymał i co będzie miał (a raczej czego nie będzie miał) w inwentarzu. Przy braku talentu scenopisarskiego przekłada się to na mało zrozumiałe motywacje i reakcje bohaterów. Przykładowo, przez cały tom Thorgal stara się odnaleźć pewien kluczowy dla fabuły artefakt, potem traci go w banalny sposób (a musi, bo przecież w "Koronie..." go nie ma) i po skwitowaniu tego jednym słowem rusza dalej.
Z kolei luki wynikają albo ze słabego warsztatu Yanna
(w toku swojej misji Thorgal natrafia na inną istotę znająca jego prawdziwą tożsamość. Ale co tam! Niech ją zarąbie i ślepo liczy, że na pewno dowie się tego z pierwszego źródła informacji)
albo z niechlujstwa i elementarnego braku znajomości materiału, na którym bazuje.
Yann ręką Surżenki wiernie przerysował zdradzieckich kapitanów bandy Shaigana z "Korony..." (następującej po "Shaiganie"), ale zapomniał zadbać o to by wszyscy przeżyli jego komiks. I tak oto zarąbany toporem puczysta Rollo musi w "Koronie" zmartwychwstać, ale na pocieszenie znowu może liczyć na pełne zaufanie Shaigana i Kriss. Z kolei ocalały z pogromu wiking Eryk z "Piętna wygnańców" (którego świadectwo napytało biedy Aaricii) zostaje przez Kriss zmuszony by oskarżyć Thorgala w zamian za obietnicę uwolnienia ojca i brata, choć przecież w "Piętnie..." zaznawał, że widział jak zginęli w walce na morzu, a ich okręt spalono. Jak zatem zamierzał wyjaśnić ich powrót?
Dialogi są do niczego i służą łopatologicznemu wyjaśnianiu czytelnikowi świata i fabuły.
Byłem bardzo ciekaw jak autorzy przedstawią i uzasadnią krwawe postępki Thorgala - wprawdzie mit Shaigana Bezlitosnego to w dużej mierze projekt PR-owy autorstwa Kriss, ale i tak żeby utrzymać się na czele bandy piratów trzeba jednak trochę pomordować, porabować i pogwałcić. Czy autorzy uzasadnią to czarem, działaniem narkotyku, a może otwarciem się Pana Idealnego na swoją od zawsze tłumioną mroczną stronę? Nic z tych rzeczy, to zasadniczo stary dobry Thorgal, który może czasem trochę pokrzyczy i trochę zrabuje (choć na wzór Gowina się nie cieszy), ale mordowania oraz gwałtów nie uprawia i proceder ten potępia. Snuje się pośród swoich podkomendnych, prawi im morały, popada w melancholię i cieszy się zasłużoną łatką simpa na smyczy Kriss i słabeusza. Jeśli robił coś złego i spektakularnego, co zjednało mu posłuch wśród rozbójników, to było to dawniej, teraz tylko biega i stęka "Nie, tak nie wolno..." Bardziej niż "Shaigan Bezlitosny" pasuje mu imię nadawane czasem przez automatyczny translator, czyli "Shaigan Bezdziękuję".
Z kolei Kriss nie ma nic ze swojego sprytu - działa na rympał i bez przerwy podejmuje niezrozumiałe, fatalne w skutkach decyzje.
- Jej przyboczne ratują życie z definitywnie tonącego okrętu, więc musi je wszystkie zabić i pozbawić się jedynych zaufanych sojuszniczek.
- Pojmany Wiking Eryk rozpoznał Thorgala? Zamiast pozwolić mu wrócić do wioski z autentycznym przeświadczeniem, że Thorgal dobrowolnie współpracuje z Kriss, należy go szantażem zmusić do zeznawania iż rozpoznał Thorgala, ale sam się uratował na morzu. Co niby to zmienia? Poza tym, że teraz Eryk domyślił się, Thorgal stracił pamięć, a Kriss nim manipuluje. I opowie o tym jak tylko Kriss uwolni jego bliskich. Ten niefortunny koncept naszkicował co prawda Van Hamme, ale Yann nie potrafił tu dodać nic sensownego, co mogłoby uwiarygodnić jej motywację.
Na koniec dwie luźne uwagi:
Nie jestem historykiem, ale nie wydaje mi się by kara przeciągania pod kilem była obecna w kulturze Wikingów (choćby z uwagi na nieduże wymiary ich okrętów), ale można ją znaleźć w serialu "Wikingowie", z którego ewidentnie została zapożyczona (tam niejaki Rollo jej doświadczał, tutaj Rollo ją zleca). Nie czepiam się więc.
Kiedy sięgamy po postacie historyczne (Halfdan Czarny) powinniśmy się zapoznać nie tylko z ich życiorysem, ale i losami ich truchła po śmierci.
Ciało Halfdana Czarnego w komiksie znajduje się w jednym grobowcu, choć w rzeczywistości zostało poćwiartowane i rozdzielone między cztery królestwa.
Z uwagi na specyfikę sceny odnalezienia jego grobowca dopuszczam taką zmianę jako licentia poetica.
Czytelnicy-patrioci w pewnym momencie wpadną w pułapkę ambiwalentnych uczuć - dumy z napomknienia o plemieniu Polan i złości, że dotyczy ono tylko ich legendarnego pijaństwa.
Podsumowując: seria kontynuuje zjazd jakości, w aktualnym tomie twórcy nie potrafili wznieść się ponad to co zaserwowali nam w serii pobocznej "Młodzieńcze lata". Jak dla mnie to zdecydowanie za słabo.