Redwin z bractwa kuźni i Kryształ niebieskich elfów to pierwsze przygody ze świata Akwilonu. Świata do którego wrota przed polskim czytelnikiem uchylił Egmont.
Przez najbliższe miesiące w takiej właśnie formie przybliżane będą kolejne historie bractw krasnoludów oraz rodzajów elfów, później wydawnictwo uruchomi serie poświęcone orkom, goblinom i magom. Wg. informacji podanych przez wydawcę , cykl liczy już ponad osiemdziesiąt tomów. Nie znam koncepcji uniwersum, nie potrafię więc powiedzieć czy przedstawieni bohaterowie powrócą w przyszłości, czy też czytelnik raczony będzie dalszymi opowiadaniami. Życzyłbym sobie jakiegoś nadrzędnego wątku splatającego losy wprowadzanych stopniowo postaci. Luźne opowiastki z poszczególnych rejonów mapki, nie wydają się specjalnie zachęcające.
Na pierwszy ogień poszedł Redwin z bratwa kuźni. Jak się przekonałem w trakcie lektury, ogień jest w przypadku Redwina słowem kluczowym. Nasz bohater młodość spędził wśród płomieni, terminując w kuźni swego ojca Ulroga, a w żyłach pełnego dumy i nieposkromionej ambicji krasnoluda płynie najprawdziwszy ogień.
Pozytywnie zaskoczyła mnie ilość tekstu na stronach powieści. Dość rozbudowane dialogi i wyczerpująca narracja Redwina, który snuje swoją historię. Kryształ niebieskich elfów jest równie treściwy. Dla odmiany mamy w nim dwa równolegle prowadzone wątki elfki Lanawyny i człowieka Turina oraz elfki Vaalanny. Po krasnoludzkiej stronie Redwin panuje niepodzielnie, nie dopuszczając konkurencji do głosu. Podejrzewam że Lanawyna i Turin powrócą w kolejnych tomach, Redwina nie spodziewam ponownie ujrzeć, chyba że w jakiejś epizodycznej roli.
Opowieść Redwina jest bardziej krwawa, sprowadza się właściwie do szeregu walk i pojedynków zakończonych wojną. W przerwach między rozłupywaniem kolejnych czaszek i ścinaniem głów, rudobrody krasnolud oddaje się pijaństwu, rodzinnym swarom i rozpamiętywaniu przeszłości. Wszystko jednak w utrzymane w zachowawczym tonie, sprzyjającym nastoletnim czytelnikom. Komiksy nie dostarczają wrażeń 18+. Wspomniane walki ograniczono do maksymalnie kilku kadrów, o jakiejkolwiek choreografii pojedynków można więc zapomnieć. Gniew i nienawiść nieustannie napędzają Redwina do podejmowania kolejnych wyzwań. W uniwersum Star Wars byłby doskonałym materiałem na Sitha, ciemna strona mocy jest silna w tym krasnoludzkim kowalu.
Kryształ niebieskich elfów stawia na klimat i tajemnicę. Popełniono okrutną zbrodnię - wymordowano elfy zamieszkujące położoną na dalekiej północy Bezpieczną Ennlyę. Miasto dające schronienie wędrowcom, tułaczom i zbiegom. Trzeba przeprowadzić śledztwo, schwytać i ukarać winnych. Za wszystkim stoi czarna magia i sekretne knowania sięgające zamierzchłej przeszłości. Pojawiają się także orkowie, choć nie w roli czarnych charakterów. Album poświęcony niebieskim elfom - bliskim żywiołowi wody, bardziej przypadł mi do gustu.
Za ilustracje odpowiadają Kyko Duarte i Pierre - Denis Goux, którzy operują w obrębie ściśle określonej dla całego uniwersum stylistyki. Nie ma nad czym się rozpisywać, kreska typowa dla współczesnej, młodzieżowej fantasy. Denis Goux narysował swoją historię bardziej realistycznie, mimika bohaterów jest znacznie bardziej ekspresyjna. Duarte raczej mdły i nijaki.
Elfy przekonały mnie fabułą, a właściwie fabułką, krasnoludy obrazem.
Z dużej chmury spadł mały deszcz. Proste czytadełka, dobre dla odmóżdżenia. Jak na razie
3/7.
Kolejne tomiki stoją pod znakiem zapytania. Jak będę miał taki kaprys to zakupię, może jednak odpuszczę sobie dalsze poznawanie Akwilonu. Wiele nie stracę.