W ostatnim czasie zabrałem się za pierwszy tom cyklu, na który wcześniej napotykałem się już wiele razy, ale jakoś nigdy do tej pory nie miałem okazji go przeczytać, a który teraz bardzo szybko nadrobiłem w całości. "Drapieżcy" Dufaux i Mariniego, czyli druga obok "Księcia nocy" wampiryczna seria, którą Egmont uraczył nas w okolicach 2001-2002 roku. Tytuł zamyka się w czterech zwięzłych albumach, tworzących razem zwartą, sensowną całość. Seria uniknęła przeciągania na siłę i nie daje poczuć sobą zmęczenia, za to pozostawia kilka tropów otwartych, co finalnie w żadnym razie nie szkodzi w odbiorze, za to sprawia, że do końca lekturze towarzyszy zainteresowanie i ciekawość, co będzie dalej. Od strony fabularnej to całkiem solidna i rozrywkowa pozycja, łącząca w sobie motywy horroru, akcji i erotyki - ale też nie do przesady, czego się trochę obawiałem po okładkach. Do tego całość jest bardzo fajnie narysowana. Lektura "Drapieżców" przywodzi na myśl klimat zbliżony do tego, który czuję podczas oglądania filmów z przełomu wieków, typu "Blade", "Resident Evil" czy "Matrix" i gdyby wtedy powstała filmowa adaptacja tej historii, wydaje mi się, że idealnie wpasowałaby się w kino tamtych lat. Tak więc na pewno jest to po trochu dziecko swoich czasów, ale 20 lat później dalej czyta się przyjemnie i przywodzi raczej pozytywne wspomnienia z tamtego okresu. Muszę przyznać, że cała historia spodobała mi się dużo bardziej, niż to zakładałem, przez co nawet zdublowałem u siebie pierwszy tom, bo wolałem wziąć najpierw jeden na próbę, a dopiero później skusiłem się na całość - no ale trudno, w moim odczuciu lektura mi to wynagrodziła.