post pod postem, ale na inny temat.....
BERNARD PRINCE
Domyślam się, że pierwszy integral Bernarda nie wszystkim zainteresowanym przypadł do gustu. Jeśli dobrze liczę, na forum G. jedynie 2 opinie na temat, fakt że obie dosyć entuzjastyczne, ja wówczas nie podzielałem tego entuzjazmu: rysunki wydały mi się jeszcze dosyć toporne, potaci i twarze w pierwszych albumach z gruba ciosane, kreska (zapewne z powodu słabo doświadczonego warsztatu) zmierzająca w kierunku lekko humorystycznej. Skojarzenia z pierwszymi albumami Blueberryego jak najbardziej na miejscu. Historyjek nie bardzo już pamiętam, kojarzę, że były na takim właśnie średnio-tintinowatym poziomie. Z dużym ociąganiem wziąłem z kupki W. następny (2.) tom. Spodziewałem się, że im dalej w kierunku lat '70-'80, tym poziom graficzny, jak i scenariuszowy będzie systematycznie rósł, ale nie spodziewałem się, że ta Przygoda (jak by to nazwał GB) tak mnie pochłonie! Zrazu, dla lepszego strawienia grubego tomiszcza, miałem w planie przetykanie kolejnych albumów - czymś innym, ale Przygoda tak wciągała, że kończąc albumy, nie mogłem powstrzymać się przed rozpoczynaniem kolejnych. Wciągało starego chłopa jak gdyby miał 7 lat i czytał po raz pierwszy Relax nr 22, a w nim "W zatoce piranii" czyli kolejny odcinek Tajemniczego rejsu z Guckiem i Rochem. I to wcale nie oznacza, że Bernard dorównuje Guckom, w mojej opinii znacznie je przewyższa. Nie ujmując niczego komiksom Christy (bo naprawdę bardzo je lubię, ale nie potrafię ich ocenić z dzisiejszej perspektywy), ciężko mi sobie wyobrazić sytuację symetrycznie odwrotną. No nieważne, bo chyba znów niepotrzebnie zapędziłem się w kozi róg... W każdym razie, chciałem tylko powiedzieć, że Bernard (podobnie jak Blueberry i Gucki
sięga w tym drugim integralu najwyższych poziomów europejskiego komiksu przygodowego (tak, wiem, dziś takie komiksy robi się zupełnie inaczej, w rezultacie są zupełnie inne niż te z przełomu '70/80, ale po głębokim namyśle, starając się usunąć czynnik nostalgii - wybieram jednak najlepsze z tamtych lat: Blueberryego, Princea....)
Trzeci integral (z winy chytrości jednej z internetowych ksiągarń) nigdy do mnie nie dotarł, ale na pewno będzie to pierwsza pozycja, którą wrzucę do kolejnych większych zakupów.
Jeśli ktoś jeszcze nie zaczął przygody z Bernardem, a chce uniknąć (niewielkiego) rozczarowania ramotkowością i nie przeszkadza mu rozpoczynanie zabawy od środka - niechaj zacznie od środkowego integrala.
PS.
Poziom wydania bardzo porządny. Za tłumaczeniami pana Jakuba nie przepadam, ale trawię bez większego bólu trzewi. Dodatki jak najbardziej na PLUS, tego mi właśnie bardzo brak w wydaniach wielkiego E.