Najlepsze jest to, że w następnych tomach "Bernarda" poziom moim zdaniem jeszcze rośnie!
Zgadzam się. Jakiś czas temu przeczytałem dwa pozostałe tomy i pierwsze co uderza, to oczywiście polepszający się warsztat Hermanna oraz coraz mniej tej naiwnej i niewinnej przygody. Album, gdzie Bernard musi ewakuować ludzi z płonącego lasu lub short, gdy kłóci z Jordanem o porwanego Djinna pokazują mocny dramatyzm.
Moje skojarzenia z Jonny'm Questem u mnie wciąż wzrastają, bo i tu i tu arcywrogiem bohaterów jest zły Azjata. Podobnie jest z Barneyem jako pierwowzór Rocqueforta, bo obaj są Australijczykami (wcześniej typowałem go jako Brytyjczyka. Przy okazji, Bernard jest Belgiem czy Francuzem?).
Czekam na 4. tom od Kurca.
Przy okazji, w dodatkach do
Bruno Brazila jest opisane jak jakiś czytelnik oskarżył
Tintin o nadmierne politykowanie, bo m.in. Bernard Prince to wywrotowy lewicowiec. Trochę się śmiałem, bo dzisiaj to by oskarżono go o coś innego (głównym bohaterem jest białas z białymi włosami, Hindus jest najniżej w hierarchii na
Kormoranie, a większość wrogów to nie-europejscy obcokrajowcy, czyli promocja białej supremacji i europejskiego neokolonializmu

). I jak czytałem albumy, to nie odczułem jakiejś agendy, a jeśli są treści lewicowe, to podane subtelne. Albo po prostu ludzie oswoili się z pewnymi rzeczami, które już nikogo nie dziwią - np. dzieci oglądające stare odcinki
Toma i Jerry'ego nie zdziwią się, że starą Afroamerykankę stać na własne mieszkanie na przedmieściu (gdy w latach 40. to był kuriozalny gag).