Prawdą jest, że 2. czesc "Towarzyszy Zmierzchu" u wielu czytelników budzi konsternację i spotyka sie z niezrozumieniem i w konsekwencji - odrzuceniem. Z drugiej strony mozna uslyszec glosy profesjonalnych krytyków, ze jest to najlepsza albo przynajmniej najbardziej interesujaca czesc "Towarzyszy" i to wlasnie ona w duzej mierze przyczynia sie do "arcydzielnosci" tego komiksu. Opinie taka zdaje sie na przyklad glosic W. Birek w swoim poslowu do wydania egmontowego.
Wiec jak to w koncu jest? Dobra ta 2. czesc jest, czy moze raczej taka se albo jeszcze gorzej?
Przede wszystkim - tak jak zauwazyli juz wyzej koledzy (a wczesnej wielu innych) - czesc 2. bardziej przystaje do czesci 1., czesc 3. zas zdaje sie byc zupelnie inna bajka, choc z tymi samymi glownymi bohaterami. Dwie pierwsze czesci maja charakter magiczno-oniryczny, sa one przesiakniete poganska mitologia sredniowieczna, troche taki mediewalny "Sen nocy letniej", podczas gdy czesc 3. kontrastuje z nimi twardym realizmem tamtych czasow, co ma zarowno odzwieciedlenie w fabule, jak i na plaszczyznie graficznej, w ktorej pieczolowicie zostaly oddane szczegoly architektoniczne.
Niemniej czesc 2. odstaje nawet od czesci 1. Wydaje mi sie, ze to, co czytelnikom sprawia nawiekszy problem w czesci 2., to to, ze prowadzone sa symultanicznie tam dwa rownoległe watki narracyjne polaczone miejscem akcji, acz dziejace na dwoch roznych plaszczyznach czasowych, przy czym owa "symultanicznosc" jest bardzo intensywna i realizowana poprzez niespodziewane przelaczenie pomiedzy watkami z duza czestotliwoscia. W rezultacie te dwa rozne czasy zostaja jakby splecione w jeden "czas zespolony".
Jednakze wskazany "splot temporalny" nie konczy sie tylko na wspomnianym wyzej zabiegu narracyjnym i jego konsekwencje sa dalsze: pomimo ze watki te rozgrywaja sie w dwoch roznych czasach, to jednak wchodza ze soba w interakcje, a dokladniej watek "starszy" zdaje sie ingerowac w watek "młodszy"! Mamy tu zatem do czynienia z nowa jakoscia, przynajmniej na gruncie narracji obrazkowej oraz sposobu konstrukcji fabuly, ktora, wydaje mi sie, ze trudno by było opowiedziec rownie wyraziscie przy uzyciu mediow nie-komiksowych (film, teatr, powiesc...).
Ale przeciez dalej mozna kwestionowac i pytac: "Po cholere takie dziwactwa, nie mozna normalnie, po ludzku opowiedziec o co chodzi, zeby kazdy mogl zrozumiec, o co w tym wszystkim biega?" Coz, byc moze mozna, ale z drugiej strony istota prawdziwej magii jest to, ze jej podstawy wymykaja sie rozumieniu, a zatem (parafrazujac Bohra) "komu wydaje sie, ze ja rozumie, to jej nie rozumie", a wiec istota jej rozumienia jest nierozumienie.
W swietle powyzszego, jesli czytelnik nie rozumie czesci 2. czesci "Towarzyszy zmierzchu", to bardzo dobrze; niedobrze jest wtedy, gdy za sprawa swego niezrozumienia odrzuca te czesc, poniewaz kluczem do niej jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie "dlaczego jej nie rozumiem". Wszak, cytujac klasyka: "Są na świecie rzeczy, które nie śniły się fiziologom"!