To właśnie uczyniłem - skuszony dyskusją na forum sięgnąłem po "Siódme wrota". Zastanowiło mnie, jaki odbiór będę miał po latach.
Największe wrażenie robi okładka: bohaterka z obnażonym mieczem skierowanym w stronę niewidocznego zagrożenia i jednocześnie czytelnika. Ostrze doskonale przecina jej postać na pół, w jej oczach czai się jakieś szaleństwo. Ta okładka to nie tyle zapowiedź Thorgala w spódnicy, co wręcz Conana z ekscytacją czekającego, kiedy bedzie mógł trochę "porobić mieczem".
W środku przygodówka, lekka niczym dobranocka. Nie zabili jej i uciekła, ale też nie do końca. Przeciwnicy jak jakieś tumany, jak w grze z PS na EASY levelu. Zaczarowana kraina pod ziemią, rzeczywiście jak ta kraina poza czasem, do której kiedyś Thorgal wpadł. Tutaj wszystko jakieś takie na szybko - to chyba największy mankament. Za szybko, za łatwo. Hippisowska kraina, "jesteśmy strasznie elitarni, nie przejdziesz naszych prób, zginiesz. Stoimy na straży sami nie wiemy czego".
Z rysunkami faktycznie coś nie halo - właśnie z proporcjami ciała, jak już ktoś napisał. Nie wspiera tego sposób ujmowania postaci przez autora. Nogi momentami jak kloce.
Ogólnie szybka opowiastka i pamiętam, że reszta, którą znam, też taka była. Co odcinek rozpierducha, bez wpływu na życie bohaterki. To taki punkt wspólny z przygodami Conana.
Okładka najlepsza.
Werdykt: Nostalgia 8/10, realnie 2-3/10. Dla hardkorowych fanów. Co jednocześnie nie przekreśla, że nie chciałbym spojrzeć jak to się dalej rozwijało w tych kolejnych iluś tam tomach. Ale po lekturze na pewno szybko wróciłoby w obieg sprzedażowy.
Zdecydowanie bardziej czekam na Cartlanda. Czyli nostalgia tutaj nie wygrywa z czymś, czego nie znam. No ale to może dlatego, że już 30 lat temu byłem wobec Arii sceptyczny. Wolałbym, żeby ktoś pociągnął Boba Morane.