Nie raz mi się tu ulało ze względu na to jak są u nas wydawane serie z mutantami. Zresztą powyżej też trochę tego napisałem, ale po prawie rocznym bojkocie komiksów X-men zamówiłem sobie i skończyłem czytać
Legendy X-men: Jim Lee od Mucha Comics (mam też New Mutants Sienkiewicza, ale o tym innym razem). Naprawdę jest fanem X-men od czasów Tm-semic i to wydanie pokrywa się z najlepszym okresem X-men na polskim rynku.
Choć na początku miałem spore obawy, bo pamiętam, że przy pierwszym powtarzaniu tych historii kilka lat temu miałem dużo gorsze wrażenie niż teraz. Od razu zaznaczę, że nie są to jakieś wybitne historię, więcej tu akcji, fabuła schodzi bardziej na plan dalszy i wszystko raczej jest podporządkowane dynamicznym rysunkom Jima Lee, który był wtedy w najlepszej formie. Zresztą te komiksy trochę ustanowiły to jak przez większość lat 90 wyglądały kolejne serię Marvela i Image (DC mam wrażenie, że trochę nie nadążało w tej kwestii).
Jak pisałem gdzieś tu wcześniej mamy w tym albumie zawarte 5 historii (powrót Magneto; historię z Omegą Red i przeszłością Wolverina; historię z Bishopem, Gambitem, Ghost Riderem oraz Brood; na koniec powraca jeszcze Mojo i Longshot). Najlepiej wg mnie bronią się dwie pierwsze, bo jednak pozostałe są nastawione bardziej na akcję i one-linery, które rzucają bohaterowie, niż budowanie dłuższej fabuły. Chris Claremont wg mnie jak zwykle pisze bardzo wylewnie, ale trochę jak by mu się już nie chciało (i z tego co czytałem to tak było), ale nadal te 3 pierwsze zeszyty pod kątem dialogów wypadają najlepiej. Ja osobiście najlepiej lubię historię z Omegą Red i grzebanie w przeszłości Wolverina.
To napisawszy oceniam, że jest to dobry start, aby wejść w świat mutantów, jeśli ktoś go nie zna, bo jest tu wyraźny początek nowej ery w tym podział na dwa zespoły. Oczywiście pojawią się pewne nawiązania do wcześniejszych przygód, ale tego nigdy się nie uniknie. Należy jednak wziąć poprawkę, że jest to komiks pisany jeszcze trochę w starym stylu niż współczesne komiksy, przesiąknięty pewną stylistyką tamtych lat.
Co do samego wydania, to śmieszkowałem (przy zapowiedziach), że tylu tłumaczy, ale brak osoby od korekty. Mogę potwierdzić, że taka osoba jest, ale pierwszy splash page i jest błąd ortograficzny zamiast "zarzynacie' jest "
zażynacie". W sumie bawi mnie to jak ten dowcip okazał się proroczy

.
To co wiadomo jest już do pewnego czasu to cieńszy papier jaki użyto. Wg mnie nie przeszkadza to, choć czasami widać co jest na drugiej stronie (szczególnie tam gdzie strona jest biała). Dla niektórych może to być wada, ale samo wydanie prezentuje się dobrze. Grzbiet nie odchodzi

choć komiks nadal skrzypi

. Podobam mi się natomiast to, że na tylnej okładce pokazano wszystkie okładki zeszytów, co daje taką małą namiastkę omnibusa. Bonusowe szkice oraz pin-upy Jima Lee są bardzo spoko, choć jakości do niektórych można mieć uwagi, ale pewnie lepszej jakości materiałów nie było.
Za to przyczepię się do jednej rzeczy za jaką obrywały epiki od Egmontu. Trzy pierwsze zeszyty mają uwzględnionych na planszach autorów, ale od zeszytu 4 do samego końca autorzy z tych plansz zostali usunięci i są tylko na pierwszych stronach komiksu w spisie treści, tak jak to było w epikach.
Komu mogę polecić ten komiks? Na pewno fanom Tm-Semic. Fanom Jima Lee, który tu jest w najwyższej formie. Myślę też, że osobą które chcą wejść w świat mutantów. Ja byłem bardzo zadowolony i chętnie zobaczyłbym więcej takich pełnych wydań i a nie szatkowanie tego jak to robi większość Punktów Zwrotnych.