Przyznam, że mam problem z Hickmanem. Ród X/Potęgi X przeczytane, ale za Świt X nie mogę się zabrać. Byłem bardzo pozytywnie nastawiony do tego runu, tym bardziej że jego Avengers bardzo mi się podobało. Zresztą, do połowy Rodu X/Potęgi X było całkiem przyjemnie, wątek Moiry mi się spodobał. Ale potem przyszło
i klops. Jakbym od kogoś w pysk dostał. Brednie jakich mało. Pomijając fakt, że
nie tłumaczy to wskrzeszeń mutantów na przestrzeni ostatnich lat
to samo wytłumaczenie tego było żenujące
naprawdę mamy pięć kopii osobowości (jestestwa? duszy?) ukrytych na świecie, które Xavier raz w tygodniu aktualizuje? SERIO?!?
. No i ten cały wątek
Nimroida czy Falangi, bełkot straszny
. Ja wiem, że już w Avengersach było sporo bełkotu, ale tam jakoś główny wątek wynagradzał wszystko. A tutaj podstawy tej historii są tak durne, że nawet fakt iż przecież jest to historia o facetach w rajtuzach mających lasery w dupie, sorry, w oczach, nie zmienia faktu, że jest to żenujące.
Ja wiem, że dla mnie X-Men to głównie run Claremonta, ale uwielbiam też New X-Men Morrisona czy Astonishing X-Men Whedona, a bawię się przednio także przy Wolverine i X-Men Aarona. Jest ktoś jeszcze zawiedziony Hickmanem?
Edit:
Zapomniałem napisać, że rozwalił mnie także tekst
Cyclopsa do Storm po jego wskrzeszeniu oraz odpowiedź Storm
. Bardzo out of character.