Potwierdzam X-men z tego okresu nie wymiatają. Choć może to być dla niektórych dyskusyjne to seria Uncanny X-men nie prowadzi do niczego konkretnego. Całość i tak Hickman zamiata pod dywan w swoim House of X/ Power of X, więc wszystkie śmierci bohaterów jakie są w Uncanny X-men, nie mają znaczenia dla dalszej fabuły, a są na zasadzie "shock value". Po za tym twisty fabularne nie będą zrozumiałem dla większości polskich czytelników, bo odnoszą się do kilku motywów z lat 90, których do tej pory polscy czytelnicy nie otrzymali. Nie spoileruje o co dokładnie chodzi.
Nadal będę twierdził, że najlepszym rozwiązaniem dla Egmontu jest zacząć wydawać X-men właśnie od wspomnianego House of X/Power of X.
Hickmana, tylko dadzą też tę wcześniejszą serię Uncanny, którą pisali Brisson, Rossenberg i Thompson, bo mamy tam kilka powrotów postaci, które zginęły w wydanych w Polsce seriach i jak przeskoczymy od razu do Hickmana, to będzie spora dziura fabularna.
I ta dziura fabularna nie ma znaczenia dla runu Hickmana. A tłumaczenie kim jest Magento w runie Rossenberga będzie całkowicie niezrozumiałe dla polskiego czytelnika.
Druga sprawa. Egmont jak widać nie ogania całkowicie wydań zbiorczych. Pominęli Marvel Legacy, bo nie ma tego w zbiorczym wydaniu Avengers. Dla Uncanny X-men ważnymi numerami są Annual, którego nie ma w żadnym zbiorczym oraz War of the Realms: Uncanny X-Men #1–3, które trzeba wsadzić w odpowiednim momencie, by wątki fabularne miały sens (chodzi mi o wątek Wolfsbane).