Hm... Jedna z moich dwóch pierwszych - kupionych "własnoręcznie" - książek (gdzieś tak w okolicach 8-9-tego roku życia) to "Król Artur i rycerze okrągłego stołu" (U. Waldo Cutler). Niedługo później zaliczyłem jeszcze lekturę wersji Mallory`ego. No bo spójrzmy prawdzie w oczy - kto w tym wieku nie jara się rycerzami?
Toteż gdy pierwszy raz zobaczyłem, że jest taki komiks jak "Batman" (było nie było - też taki prawie rycerz) to rzuciłem się od razu. Rzecz w tym, że pierwszym komiksem z Nietoperzem, który przeczytałem był kupiony przez wuja "Killing Joke". I o ile nie przypominam sobie żebym zaliczył jakiś uraz czy inną traumę po lekturze (może lekkiego stracha napędziły mi plansze z "owocami morza") tak zwyczajnie wtedy tego komiksu nie zrozumiałem. Wtedy to była jakaś historia o jakimś gościu, który miał zielone włosy i ksywkę jak karta do gry.
Z perspektywy czasu wiem, że byłem na ten komiks za młody.
Także tutaj może i nie chodzi o jakieś psychiczne urazy na całe życie, ale o fakt, że niektórych treści nie idzie prawidłowo przyswoić za wcześnie.
P.S. No Igerna była laska.