Dajcie spokój, ten komiks ciągnął się jak zużyta guma, fabuły właściwie rzecz biorąc nie było, tożsamość Stryfe'a to był absurd rodem z najtańszych filmów sf, zresztą samą postać tak bardzo wszyscy mieli tam gdzie słońce nie dochodzi, że dzisiaj nikt chyba o niej nie pamięta. Apocalypse i Mr. Sinister pełnili tam nie mam pojęcia jakie role, chyba byli po ta aby pogłębić chaos bo pojawiali się i znikali zupełnie bez sensu, a całość treści opierała się na tym, że wszyscy nap...lali się ze wszystkimi.
X-tinction ma za to mniej postaci przez co są o wiele lepiej napisane i na dodatek o wiele bardziej elegancką poprzez brak zbędnych wtrętów i core'ową dla X-Men historię o państwie w którym dokonuje się czystek genetycznych i o maniaku który zamienia mutantów w sterowane zombie do łowienia innych mutantów, aby szybciej palić nimi w piecach. Na dodatek wygląda trochę lepiej, no i jest ważniejszy dla całej serii niż poprzednik.