Przeczytałem właśnie
House of X #1-6 i
Powers of X #1-6 Hickmana. Jestem absolutnie w szoku jakie to dobre. Autorowi udało się niemożliwe. Naprawdę i bez cienia przesady jest to najlepsza seria X od nie wiem ilu lat. Moim zdaniem przebija wszystko co wydano u nas w Polsce z mutantami od czasu rewolucji komiksowej. Ostatnio tak dobrze się bawiłem przy okazji New X-men Morrisona. Hickman okazał się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, któremu udało się posprzątać ten cały wieloletni bajzel, wpleść nowe motywy i nadać nową idee, która wskazała kierunek wszystkim seriom z rodziny X na wiele lat. Poziom dopracowania detali jest oszałamiająco przytłaczający w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie da się tego ogarnąć w trakcie jednej lektury. Jest do czego wracać. Skala historii jest olbrzymia, wzorem Tajnych Wojen tego samego autora. Widać ogromną ilość pracy jaką autor włożył w wykreowanie nowej, inteligentnie poprowadzonej mitologii i struktury państwa mutantów. Ciężko nie wdawać się w spoilery, więc napiszę po prostu, że historia jest bardzo dobra, prowadzona równolegle na wielu płaszczyznach czasowych, a mimo to wszystko trzyma się kupy. Hickman mistrzowsko poprowadził każdy zeszyt, wprowadzając najbardziej znanych mutantów na przestrzeni dekad i nadając każdemu z nich istotną, niewymuszoną rolę, jednocześnie unikając przeładowania nadmierną ilością postaci, co jest dobrze znane we wszelkiej maści eventach Marvela. Cieszą drobne detale takie jak np. postać Cyphera, która otrzymuje tu faktycznie istotną rolę, co jest o tyle ciekawe, że niedawno miałem okazję odświeżyć sobie lekturę New Mutants Claremonta przy okazji tomu SBM, gdzie w posłowiu czytaliśmy, że był on postacią raczej mało lubianą, która kryła się za drzewami podczas większych potyczek z uwagi na mało efektowny charakter jego mocy. W pewnym momencie włodarze wydawnictwa postanowili go nawet uśmiercić z tego powodu. Hickman wybiera takie rodzynki i nadaje im nową wartość. Nie ukrywam, że nie jestem wielkim znawcą komiksów z mutantami (ale główne serie znam), więc pewnie wiele z nich mi po drodze uciekło. Myślę, że to dodatkowy walor dla prawdziwych "znawców tematu". Kapitalnie wypadła też rola Moiry w całej historii - widać, że autor miał naprawdę nowy pomysł na historię w świecie mutantów.
Co absolutnie fascynujące (przynajmniej dla mnie) w tej serii praktycznie nie ma okładania się po mordach (z małymi wyjątkami), a mimo to całość połyka się na jednym posiedzeniu i zbiera szczękę z podłogi co kartkę. Można? Można.
Szata graficzna również zasługuje na pochwałę. Jest jednolita przez wszystkie zeszyty, co dla mnie jest zawsze pozytywem. Nie jest to mistrzostwo świata ale ogląda się przyjemnie i pasuje do historii. Dużo robią też kolory. Na pewno nie przeżyjemy takiego szoku jak przy Avengers/New Avengers Hickmana gdzie w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy dobrą serię czytam z uwagi na radykalne zmiany rysowników co kilka wątków.
Mimo moich zachwytów nad serią oczami wyobraźni widzę jednak na co będą narzekać ludzie smęcący z reguły na superhero. Jest jeden motyw w historii (kluczowy), na który trzeba przymknąć oko i powiedzieć "okej, zgadzam się, że tak to działa". Jest to punkt zwrotny w ocenie tego tytułu, choć myślę, że większość osób będzie w stanie go zaakceptować i pójść dalej. Patrząc po zagranicznych opiniach tak właśnie jest.
No, jest na co czekać. Odkładajcie kasę na ten tytuł w wydaniu Egmontu.
Aha no i ciekawi mnie w którą stronę pójdą dalej losy mutantów. Przyznaję, że miałem inne wyobrażenie na temat końcówki. Poniżej dla tych co czytali.
Gdy Magneto i Xavier przybyli do Moiry z herbatką obgadać szczegóły pierwszego spotkania rady, myślałem, że Hickman poprowadzi to inaczej. Skoro warunkiem dla którego Mistique przystąpiła do ich koalicji było wskrzeszenie Destiny, a ta przewidziałaby, że Moira nadal żyje, myślałem, że Xavier i Magneto przybyli do niej aby ją usunąć ze sceny przez pożarcie przez wyspę, co uniemożliwiłoby jej ponowne odrodzenie się i mogliby wskrzesić Destiny. Bo Moira de facto nie jest już im do niczego potrzebna i na jaw mogłyby wyjść dyktatorskie zapędy Xaviera i kompleks mesjasza. Mimo to Hickman postanowił zakończyć zeszyt happy endem.