Ostatnio czytam sobie X-men Punkty Zwrotne wydane przez Egmont (co jest dla mnie powrotem bo i tak znam te historie z oryginalnych wydań, kiedy nadrabiałem kilka lat temu mutanckie serie) i tak jestem po Pieśni Egzekutora, historii którą pierwszy raz poznałem jeszcze z semikowych wydań.
Porównując to co wydał semik z nowym wydaniem zbiorczym dostaliśmy jeden dodatkowy zeszyt Uncanny X-Men #297, cztery wycięte strony z pozostałych zeszytów, wszystkie okładki zeszytów oraz Stryfe’s Strike File, zeszyt który nie jest do końca komiksem, ale bardziej zbiorem przedstawiającym postacie pojawiające się na łamach poszczególnych serii. Dodatkowo przedmowę Scotta Lobdella, galerie kart kolekcjonerskich, które były dołączane do oryginalnych zeszytów, kilka alternatywnych okładek zbiorczych wydaniach oraz historię powstanie tego crossovera z punkty widzenia redakcji.
Sam historia rozpoczyna się od trzęsienia ziemi - postrzelania Profesora X przez jak wydaje się na początku Cable'a. Pamiętam jak w semikach nic nie zapowiadało tego, bo historie poprzedzające dotyczyły rywalizacji Upstars, poza jedną stroną, która jak okazało się pochodziła z jednego zeszytów.... X-force. Tak cała podbudowa pod ten cross odbywała się w innych seriach niż X-men. Sam prolog to zeszyty X-factor i ich pojedynek z Apocalypse’em (które semic wydał w X-MEN 9-10/94), a następnie między innymi w serii X-force. Samo zaskoczenie, że Stryfe posiada twarz Cable'a było za czasów semica spore, ale po prawdzie to już w ostatnim zeszycie serii Ne Mutants wyjawiono ten sekret, co było pewnie wtedy jeszcze bardziej zaskakujące, bo pozostawiono to bez odpowiedzi na długo. Wracając do historii, nadal wg mnie jest tak samo dobra jak te 30 lat temu. Jest to rozwiązanie pewnych wątków, które były od pewnego czasu budowane. Wyjaśnienie kim jest Cable i ściślejsze powiązanie go z rodziną Summersów. Konflikt pokoleniowy pomiędzy kolejnymi drużynami ma tu swój wydźwięk. Dawni New Mutants podążyli swoją ścieżką po tragediach jakie ich spotkały we wcześniejszych przygodach (innych puntach zwrotnych), której nie popierają członkowie X-men i X-factor. Może całość jest trochę za długa, ale nie ma co się dziwić, w końcu zaangażowano prawie wszystkie serii z mutantami (zabrakło Excalibur i Wolverine). Co mi się podobało i nadal działa to interakcje pomiędzy postaciami (najlepiej pisze je Peter David) oraz nie wymuszony humor. I jest to też historia, gdzie jest dużo świetnie zilustrowanej akcji. Wizualnie całość wygląda rewelacyjnie: Greg Capullo (to co już wtedy robił było świetne), Andy Kubert, Jae Lee (którego kreskę doceniłem po latach) i Brandon Peterson (który mi się podobał wtedy, a teraz uważam, że wypada najsłabiej, ale poprawnie, dlatego że za bardzo próbuje udawać Jima Lee).
Podsumowując, ta historia to trochę taki nostalgiczny trip dla tych, którzy znają ją z czasów semika. Duże wydarzenie, ale sprawnie napisane pomimo wielu scenarzystów. Rysunkowo wg mnie wypada rewelacyjnie. Osoby nie znające wydarzeń poprzedzających mogą czuć się trochę zagubieni i przytłoczeni ilością postaci.