No cóż, jak to powiedział pewien komik, powiedziało się A, to trzeba umieć dokończyć i powiedzieć LIMENTY lub innymi słowy zakupić ostatni, szósty tom polskiego wydania Old Man Logan, do czego wcale zbytnio nie namawiam, no może z wyjątkiem dla fanatyków tej postaci lub jej wcześniejszego wcielenia.
"Życia Minione" to kolejna próba bohatera tej opowieści, w zapobiegnięciu wydarzeniom, które mają dopiero nadejść, a które ujrzał w wizji z poprzednich przygód. Żeby tego dokonać, musi udać się z powrotem do miejsca, z którego pochodzi, zabrać stamtąd kogoś i wrócić. Zadanie o tyle skomplikowane, że jedyną szansą na to jest powołanie się na osobę, której poczynań nie można do końca przewidzieć i poprzez to będziemy głównie uczestniczyć w wyprawie złożonej z najważniejszych doświadczeń życiowych bohatera.
Kto zna postać, nie uświadczy niczego nowego, ot, powtórka z rozrywki, która posłużyć by mogła do stworzenia pięknego portfolio artysty, niestety ci, z którymi mamy tu do czynienia nie prezentują nic niezwykłego - prezentują się poprawnie i tylko tyle, bo nie powiem, że całkiem źle.
Fabuła, której przez większość komiksu prawie brak, w pewnym momencie zatraca się, a jeszcze w innym zostaje tak spłycona, że bardziej się chyba nie dało, a na koniec prowadzi raczej do zupełnie niczego.
Mam wrażenie, że scenarzysta, który kończył pracę nad serią, po odejściu poprzedniego artysty, poszedł po najmniejszej linii oporu, jakby zdobył przekonanie, że nic więcej nie wskóra i miał związane ręce.
Żeby tego było mało, poskładała mnie zapowiedź kolejnego komiksu ze Staruszkiem, gdzie nie nastąpi jego kontynuacja, nie dość, że z nowym scenarzystą i kolejnym wspaniałym artystą, tylko moim zdaniem, coś o dużo niższych lotach, jak randka z Deadpoolem.