Czytam tę Squirrel Girl i niemiłosiernie się męczę. OK, dostrzegam plusy, bo to jednak coś innego niż zdecydowana większość wydawanych w WKKM historii, ale strasznie mnie boli ten słowotok, nachalne nagromadzenie wszędobylskich żarcików (nie wszystkie są dobre, najbardziej chyba bawią mnie odautorskie teksty pod kadrami) i ogólna toporność rysunku. I do tego ta maciupeńka czcionka, że bez lupy nie podchodź. Trzeci dzień się z tym męczę, a jeszcze dwa zeszyty przede mną. A jakie są Wasze odczucia?