Parę słów na temat
JLA: Pragnienie sprawiedliwości (t. 56).
Od razu napiszę, że był to zaskakująco dobry komiks, choć, patrząc na opinie, spodziewałem się raczej totalnego chaosu i bijatyk bez ładu i składu. Wprawdzie opowieść nie ma żadnego głębszego przesłania (chyba że za takie uznamy kwestie odpowiedzialności za, ogólnie rzecz ujmując, złe uczynki; ale to chyba nazbyt oklepany temat), niemniej jednak całą opowieść czytało mi się z pełnym zaangażowaniem i przyjemnością.
UWAGA SPOJLERY
Już od samego początku autor rzuca bohaterów (a co za tym idzie również czytelnika) na głęboką wodę dokonując rozłamu w szeregach Ligi Sprawiedliwości. Zgorzkniały brakiem efektowności drużyny Green Lantern postanawia wyruszyć na misję solo aby wyłapać paru bad assów i ogólnie być bardziej po stronie zwykłych ludzi. Misja solo przeradza się w misję duo, bo do Hala dołącza jego wierny przyjaciel, czyli Green Arrow i panowie, jak za dawnych czasów (vide kultowa "Włóczęga bohaterów") rozpoczynają swoją krucjatę przeciwko przestępczości. Równolegle śledzimy perypetie Ray'a "Atoma" Palmera i Jay'a "Flasha" Garricka oraz Mikaala "Starmana" Tomasa (moja pierwsza styczność z tym bohaterem) i Kongoryla (którego debiut mamy w ramach zeszytu archiwalnego i nawet dobrze, że go dostaliśmy), którzy starając się wyłapać pomniejszych przestępców trafiają na większy plan dotyczący kradzieży artefaktów związanych z superbohaterami. Na ten sam (złowieszczy
) plan natrafiają nasi zieloni bohaterowie, którzy dowiadują się kto stoi za całym zamieszaniem - Prometeusz, zwany (nie bez przyczyny) Batmanem superzłoczyńców. Kto czytał run Morrisona w JLA (wydany przez Egmont) na pewno zapamiętał tę postać jak z łatwością rozprawia się z Ligą w ich bazie wykazując się metodycznym planowaniem godnym najlepszego detektywa na świecie. Wprawdzie w tej serii Prometeusz został wysłany do innego wymiaru, limbo czy jak to się tam nazywa, ale oczywiście powrócił (w jaki sposób się stamtąd uwolnił - nie wiadomo) i jest żądny zemsty.
KONIEC SPOJLERÓW
Akcja w wartki sposób prze do przodu, do grupy dołączają kolejni bohaterowie (m.in. Shazam i Supergirl), a wszyscy z jednym słowem na ustach "Sprawiedliwość". Zresztą słowo to stanowi punkt wyjściowy do opowiedzenia tej historii i choć może ono brzmieć banalnie, to jednak nie można odmówić autorowi, że trafnie nakreślił rys psychologiczny opowieści - dlaczego mając tak potężnych herosów w swoich szeregach (bogowie kosmici, magowie, osoby dysponujące nieograniczoną wręcz mocą itp., itd.) Liga Sprawiedliwości nie uporała się jeszcze z przestępcami, którzy co rusz doprowadzają do prawdziwych tragedii, a ich kulminacją są kolejne kryzysy, śmierci i okaleczenia.
Relacje pomiędzy bohaterami (Green Lantren - Green Arrow, Green Arrow - Black Canary, Starman - Congorilla) zostały nakreślone w wiarygodny sposób, a i Prometeusz jest tak samo uroczy w swojej przebiegłości jak go zapamiętałem z jego debiutu, co dodatkowo sprawia, że lekturę czyta się z wielką przyjemnością. Poza tym kapitalna wyróżniająca się od "zwykłych" mainstramowych komiksów oprawa graficzna (uwielbiam te malowane kadry, w których tło gra nie mniejszą rolę niż pierwszy plan), która przykuwa wzrok praktycznie na każdej stronie. Choć w rysunkach widoczny jest delikatny jakościowy zjazd w dół wraz z kolejnym zeszytem, to jednak trzeba przyznać, że Cascioli przyłożył się do swojej pracy perfekcyjnie i wyszedł mu komiks niemal idealny.
Jeśli ktoś odpuścił sobie ten tytuł po opiniach krążących w Internecie (w tym również na naszym forum) proponuję jednak dać mu szansę. To naprawdę kawał dobrej superbohaterskiej roboty.
P.S. Czy ktoś może mi wyjaśnić jak do kroćset
Green Arrow dowiedział się o miejscu pobytu Prometeusza w końcówce? No i czy Prometeusz ostatecznie faktycznie poległ od jego strzały?