Główna okładka zdradza, że finałowy tom będzie zrealizowany z przytupem, ale spokojnie... to jeszcze nie ten moment, kiedy zombie Darkseid osobiście zagrozi wszechświatu.
Komiks zaczyna się genezą Supergirl. Historia inna od tej znanej nam. Dorosła Kara opuszcza rodzinne włości, kiedy Brainiac chce je zgarnąć. Kapsuła nie jest wysłana na ziemię, a na planetę Nowych Bogów. Rakieta dociera tam, kiedy wirus zombie rozprzestrzenił się na dobre za sprawą Darkseida. Kara jest bezradna przeciwko falom zombiaków. Dołącza w ich szeregi. I to jest już ten przytup pokazujący, że finałowy tom przybierze mocniejszy wydźwięk niż wcześniej.
Na ziemi problem został ogarnięty. Został jeszcze jeden problem - zombie Clark znajdujący się w centrum słońca, od 5 lat pochłaniający jego energię. Jon i reszta ekipy polecieli z lekarstwem. Walka z Clarkiem jest niebezpieczna, ale przebiega ona korzystnie dla bohaterów. Lekarstwo zostało podane i Superman wraca do świata żywych.
Po tej akcji przychodzi emocjonalny wątek. Bohaterowie podróżują na ziemie-2 założoną po opuszczeniu ziemi (po finale 1 tomu głównego cyklu, wspomniano o niej na początku 2 tomu). Dochodzi do wyczekiwanych spotkań i przelanych łez. Clark spotyka się z Lois, Jonathan z Marthą, a Alfred wylewa łzy wiedząc, że uśmiercił swoich trzech synów - nie pomaga broniący jego decyzji Damian przypominając, że nikt nie wiedzał o lekarstwie 5 lat wcześniej. Parę stron z silnym wydźwiękiem emocjonalnym. Trzeba być z kamienia, aby nie rozczulić się choć troszkę - ciekawe ile czytających polegnie na łzy Alfreda.
Na sam koniec pojawia się Brainiac. Nie jest w najlepszej formie, podobnie jego statek. Ostrzega on Clarka i Jona przed nadchodzącymi martwymi bogami. Po takiej zapowiedzi nie mam wątpliwości, że zombie bogowie będą ścielić cmentarzysko nowymi gośćmi.
Do rysunków powrócił Trevor Harisine. Gość zilustrował pierwszy i drugi tom głównego cyklu ("Nieumarli w świcie DC" i "Martwa planeta"). Odpowiedni człowiek na właściwym miejscu. Kolejny raz owocna współpraca z Taylorem.