Każda opowieść osadzona jest w jakimś miejscu i w jakimś czasie (przynajmniej na chwilę obecną nie przychodzą mi do głowy tytuły, które nie posiadałyby tego typu kotwic).
Mi jedynie przychodzą do głowy np. filmy surrealistyczne typu
Krew Poety, gdzie nie ma dokładnie określonego miejsca (w skali geograficznej) ani czasu (w którym dokładnie roku dzieje się akcja), a opowieść się snuje, niekoniecznie logiczna. Trudniej byłoby mi znaleźć przykłady gdzie nie ma ani miejsca ani czasu, może ratunkiem jest tu komiks abstrakcyjny, np.
Przygody Niczego Mikołaja Tkacza:
Ale czy sam ten fakt sprawia, że każda historia spełniająca powyższe warunki jest już uniwersalna?
Myślę, że w pewnym stopniu tak bo z każdej opowieści można wyciągnąć jakieś ogólne schematy, które są uniwersalne, np. miłość, nienawiść. Ale w pewnym stopniu też nie bo każdy jednak inaczej odbiera rzeczywistość i wtedy też samo pojęcie uniwersalizmu może nie mieć miejsca bytu. Jeden coś wyciągnie z dzieła dla siebie, inny tego nie zauważy i nie wyciągnie nic dla siebie.
Wracając do
Zaćmienia. Moja hipoteza jest taka, że to nie określone miejsce i czas opowieści powoduje, że nie zaangażowałem się emocjonalnie, ale sposób przedstawienia historii (co dokładnie - tego nie wiem). Bo opowieść ma dużo motywów, które przewijają się w innych przestrzeniach geograficznych i czasowych, np. pożądanie, namiętność, rywalizacja, niemoc twórcza itp. Zastanawiam się co by było jakby tą opowieść wziął na warsztat inny twórca, np. Mikael, który stworzył
Gianta i myślę, że mu udałoby się stworzyć wieź emocjonalną pomiędzy odbiorcą komiksu, a jego bohaterami pomimo tego, że akcja by się działa w tym samym miejscu i w tym samym czasie co stworzyli Brubaker i Philips.
Ale to tylko hipoteza.