Jestem prawie, że na świeżo po lekturze siódmego tomu "Punisher MAX" od Egmontu. Część historii już znałem, The End, Tyger, The Cell. W dwóch pierwszych jakie wymieniłem, średnio pasują mi rysunki, sądzę, że nie każdy styl pasuje do, bądź co bądź, "super"bohaterskiej historii. Fabularnie, oprócz The End, całkiem przyzwoicie. Ten tom to było również moje pierwsze zetknięcie się z Punisher Born, która to historia, obok The Platoon, chyba najbardziej przypadła mi do gustu. Dzielą ze sobą miejsce akcji, Wietnam, pokazują Punishera z nieco innej strony niż zazwyczaj i to w takim stylu w jakim trzeba, czyli mocno, brutalnie i prawdziwie. Spojrzenie jego byłych podwładnych również jest czymś co nieco uczłowiecza tego bohatera. Nie wybiela, ale pokazuje coś więcej niż standardowe "rodzina-tragedia-krwawa zemsta". Odstaje od tych historii czteroczęściowa opowieść Barakuda. Nie zagrało w niej wiele rzeczy. Nie pomógł nawet Big Chris o twarzy Christophera Walkena.
Nie jestem fanem tego wroga Punishera, sądzę, że to nędzna podróbka Lono z "100 Naboi". Wielki jak góra psychopata doskonale wyszkolony w zabijaniu na wszystkie sposoby. I o ile Lono to jak Komediant ze Strażników na sterydach i jeszcze bardziej bez zasad moralnych, tak Barakuda to ledwie cień takich postaci. Właściwie komiczny bohater, niby dobry strateg, a jednak popełniający proste błędy. Niby budzący grozę twardy gangsta z getta, a jednak traktowany jak normalny człowiek przez inne postacie. Które często okazują się w tej opowieści przygłupie. Bo rzeczywiście sposób myślenia Barrakudy, jego motywacje, ruchy i cele są niewiarygodnie trudne do odgadnięcia, trzeba geniusza by odkryć, że facet myśli jedynie o sobie. Może i jest bystry, może i jest samcem alfa, ale poddanym zwierzęcym instynktom, których rozum nie przezwyciężył.
Wpadnie w pułapkę, odgryzie sobie łapę by uciec, zabije wszystkich dookoła by osiągnąć cel. Taaak, z takim układy to rzeczywiście bezpieczna sprawa i dobry pomysł.
Całość tej historii sugeruje, że Ennis miał chęć na jakiś pastisz, humorystyczną opowieść o czymkolwiek i niestety to wyszło, zapychacz miejsca. Szkoda, że nie śmieszny. Jaki bowiem inny cel miały te 4 zeszyty o Barrakudzie? Lepsze poznanie postaci? Po co? Mało interesujący, nie skomplikowany o prostackim motywacjach. Komediant czy Lono pod maską nihilizmu skrywali chociaż świadomą próbę pokazania samym sobą okropności świata w jakim się obracali. Na szczęście,
Punisher w końcu ukatrupił gnoja
.
Podsumowując, przyzwoity tom, niestety z uwagi na różnorodność opowieści, dość nierówny. Czekam jednak na kolejny. I na Punishera od Aarona, Wolverine mu nie wyszedł, może czaszkokoszulkowy udał się lepiej.