Jeżeli chodzi o ostatni tom to czytało mi się go rewelacyjnie.
Jedyną uwagę mam do kolorów. Prawidłowo wykonany jest chyba niebieski, czerwony i żółty na kostiumie Supermana.
Reszta to te nieszczęsne kropeczki, które pamiętam z czasów Tm-Semic
Ja miałem bardzo miły powrót do dzieciństwa (jak czytałem tę historię po raz pierwszy miałem pomiędzy 10 a 15 lat)
Jestem ciekaw jak ten tom odbiorą osoby, które przeczytają tę opowieść po raz pierwszy (szczególnie, że współczesny sposób opowiadania historii w komiksach różni się do tego sprzed ponad 25 lat)
Czy ktoś kto czytał to po raz pierwszy mógłby się wypowiedzieć ?
Jestem ciekaw czy tu zadziałały tylko moje wspomnienia czy też historia broni się sama.
Pozwolę sobie tu odpowiedzieć na ten post z tematu WKKDC (o "Krisis of the Krimson Kryptonite"), żeby off-topu nie robić
Ja jestem osobą nietkniętą nostalgią Semicową i parę dni temu skończyłem czytanie chaotycznego i niepełnego zbioru wszystkich Semiców z Supkiem, jakie do tej pory upolowałem na różnych targach staroci. Z właściwego "Krisisu" był tam tylko jeden numer, 12/1992, więc siłą rzeczy moje wrażenia będą odnosić się raczej do ogółu Semicowych Supermanów.
Faktycznie czyta się je inaczej niż typowe dzisiejsze superhero. Są jakby płynniejsze w rozwoju akcji i widać, że prowadzono te tytuły z rozmysłem, tak że nawet żonglowanie między różnymi scenarzystami i rysownikami nie zaszkodziło jakości historii. Dzięki temu lektura była bardzo przyjemna, a od czasu do czasu trafiają się małe perełki - z komiksów, które mam, bardzo przypadła mi do gustu na przykład historyjka świąteczna z 12/1991. Miłą odmianą był też brak popularnego w superbohaterszczyźnie "mhrooku level hard" - spodobał mi się bohater, który w końcu nie pozuje na twardziela z zaciśniętymi zębami, ma normalnych przyjaciół, kochających rodziców i miłe dzieciństwo, co więcej - pokazuje, że z tego właśnie też można czerpać siłę i motywację do swojej walki ze złem (w kontrze do tragicznych historii Batmana czy nawet bardziej - Punishera).
Z minusów trochę denerwowała mnie eksploatacja motywu klonowania - mnóstwo komiksów wykorzystuje ten wątek i można odnieść wrażenie, że w tamtym światku wystarczy pstryknąć, żeby sobie takiego klona wyhodować. Choć może w latach 80./90. to był temat na czasie (Dolly i te sprawy)? Mam też nieco ambiwalentne uczucia do "Rządów Supermanów" (ten cykl akurat skompletowałem w całości) - z jednej strony opowieść wydaje mi się nieco przeciągnięta, z drugiej - rozsądek podpowiada, że gdyby wydarzenie tej skali skończyłoby się po trzech zeszytach, czułbym jeszcze bardziej nieprzyjemny niedosyt.
No i odkryłem, że mój gust nie pokrywa się w pewnych aspektach z gustem autorów listów ze stron klubowych, znalazłem tam bowiem trochę pochwał pracy Jona Bogdanowe z "Reign of the Supermen", a mnie się wydał najsłabszym graficznie rysownikiem z tej sagi. Pewnie mam filistersko-tradycyjne upodobania, ale prosty realizm innych autorów lepiej mi podpasował do mainstreamowego "Supermana", który nie stara się być arcydziełem, ale trzyma przyzwoity poziom.
Słyszałem jednak, że to, co mnie przyciągało do "Supka", nie spodobało się tak bardzo publiczności amerykańskiej i "Śmierć Supermana" została pomyślana jako sposób na podbicie spadającej sprzedaży tytułu. Ciekawe, jak to odbiór komiksów może się różnić.