Edytorzy z Egmontu to „fachury” - nowy numer to cztery historie z różnych przedziałów czasowych i wszystko byłoby pięknie gdyby zamiast galerii okładek na końcu magazynu i dwóch czarnych stron (sic!), każdą opowieść oddzielić od poprzedniej/następnej coverartem właśnie, a tak mamy różne historie zaczynające/kończące się strona w stronę. Słabo Egmoncie, słabo.