(…) I nie to, że nie lubię jego szlachetności, bo jest super. On prawie zawsze postąpi dobrze. Mnie tylko ta jedna historia uderzyła - klepie biedę a tu jakaś bogata władczyni europejska chce mu dać kilkadziesiąt tysi za coś co i tak zrobiłby za darmo. Na srebrnej tacy los mu podsuwa poprawę, a ten ją szlachetnie odrzuca. Zbyt szlachetnie moim zdaniem.
Widzisz, a może o to chodziło, żeby nie wykorzystywać otrzymanych mocy do zarabiania kasy, a do wykorzystywania jej w szlachetnym celu. Myślę, że jeśli zaproponowano by mu kasę jako zwykłemu człowiekowi, czyli P.P. za ludzkie dokonania, z pewnością by nie odmówił, bo to nie byłoby nawet frajerstwo, a po prostu głupota.
Nawet McFarlane? Jakby nie było, wybacz, ale to niewiele by mianować go mistrzem
Fakt, że McFarlane znacznie podniósł poziom "giętkości" bohatera, wprost proporcjonalnie do powiększenia wizjerów w masce, ale znacznie mocniej uwidocznił to jeszcze przed Bagleyem nie kto inny jak Erik Larsen, którego najbardziej doceniłem z rysowników Spider'a (nie mówiąc o tym jak finalnie zmodyfikował Venoma i paru innych). Chociaż jego postaci wyglądały czasem groteskowo i były mocno przerysowane, robił na mnie największe wrażenie. I właśnie po tym jak nadszedł Bagley i jego ugrzecznione, wygłaskane rysuneczki darowałem sobie dalsze czytanie Spidera, gdzie od czasu do czasu przegryzłem nawet (wg. mnie) bohomazy Buscemy. Myslę, że Bagley ze swoim rzemieślniczym kunsztem najlepiej sprawdziłby się w komiksach Disney'a, niż w superhero - niby wszystko ok, ale jakoś tak bez polotu i w głównej mierze opierał się na tym, czego dokonali inni.
Co do rysowników z lat 60-tych wcale nie uważam ich za paskudne - doskonale odwzorowywały lata w jakich powstały, zwracano uwagę na realny wygląd i proporcje człowieka, bywali wśród nich dizajnerzy mody, stąd chyba te wszystkie wymyślne kreacje co niektórych bohaterów.