Spider-Man Epic Collection 1986-1988
To było jedno z moich głównych komiksowych marzeń, o ile nie główne. W końcu na rynku pojawia się szansa na otrzymanie pełnych historii z moim ulubionym superbohaterem, gościem którego poznałem w wieku kilku lat i po tym czasie dalej uważam za największego debeściaka w stajni Marvela.
Zaczęło się od magazynu Zona, po nim pojawił się Mix Komiks, następnie Dobry Komiks, później nastała cisza, aż do momentu gdy byłem na studiach i po powrocie z uczelni zobaczyłem reklamę kolekcji Hachette. Wtedy na poważnie wsiąknąłem w komiksy, na całego. Jednak urywki klasycznych historii zawartych w tomikach przygotowanych w kolekcjach były tylko drobną namiastką tego, co dzieje się obecnie. A mianowicie decyzji o wydaniu Epic Collection.
Od dobrych kilku lat nie jestem fanem obecnej jakości otrzymywanych przez Marvela czy DC treści. Nowe jedynki na okładkach interesują mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Fabuła stała się pusta, uciekł czar kiedy pisano aby opowiedzieć coś ważnego, a nie tylko popisać się na łamach kilku bądź kilkunastu zeszytów napakowaną po brzegi akcją, mordobiciem, aby po 2-3 latach zapomnieć o wszystkich tych wydarzeniach.
Od dwóch tygodni wieczorami czytałem oba wydane do tej pory tomy. Decyzja o powrocie do komiksów, nie mogła zostać podjęta w lepszym terminie. Za każdym razem gdy sięgałem po epica na mojej twarzy pojawiał się banan, a puls delikatnie przyspieszał. Wiecie co? To była jazda bez trzymanki! Bawiłem się znakomicie, w końcu mając możliwość przestudiowania przygód Pajączka krok po kroku. Te historie są po prostu bardzo dobre, jasne momentami lekko naiwne jak w drugim tomie, kiedy schematyczność kolejnych rozdziałów może dać się czytelnikowi we znaki, natomiast w szerszej perspektywie układa się to w piękny obraz.
Główną zaletą jest wyważenie czasu poświęconego na przygody Petera w życiu prywatnym obok tych w kostiumie. Relacja z MJ budowana jest wielowątkowo, obok wzlotów i upadków wyczuwam pomiędzy nimi totalną chemię. Raz pojawia się pikantny dialog, jedna i druga strona w swoich rozmyśleniach bierze pod uwagę dobro drugiej strony, obojgiem targają emocje czy relację przyjacielską zamienić na poważny związek. On nie jest pewien czy rola superbohatera nie narazi na życie jego ukochanej, ona stara się połączyć międzynarodową pracę modelki z osobą zastanawiającą się co drugą noc czy jej ukochany powróci do domu po starciu z kolejnym pomyleńcem. To jak rozgrywa się ten akt bije na łeb wszystko co napisał King w relacji Batmana z Catwoman. Tego nawet nie daje się zestawić obok siebie, bo po prostu nie wypada.
Pierwszy tom zawiera w sobie "Ostatnie łowy Kravena" czyli jedną z najmocniejszych historii o Spider-Manie. 6 zeszytów zawiera kompletną sagę, pełną szaleństwa. Jako że czytałem ją już dwukrotnie w ramach kolekcji nie chciałbym skupiać się na niej w nadmiernej formie. Chciałbym tylko wyrazić zachwyt nad odwagą aby w tamtym okresie zdecydować się na tak kontrowersyjną treść. Poszerzenie przez Kravena swojej percepcji zostało rozpisane mistrzowsko, sceny gdy podszywa się on pod Spider-Mana są brutalne, zakończenie jest niezmiernie dołujące. Samo zakopanie głównego bohatera żywcem, tuż po tym jak doczekaliśmy się jego ślubu z MJ. Ależ to stworzyło ponury klimat!
Bardzo lubię moment kiedy poznajemy przeszłość panny Watson. Zarówno w komiksie jak i serialu animowanym wypada to znakomicie, ponieważ zazwyczaj karmieni jesteśmy kadrami kiedy ta imprezuje, bądź spełnia swoje marzenia i lata po całym świecie na kolejne sesje. Obok jasnych barw, możemy posmakować szarości. Dzięki temu jednak para przechodzi na kolejny etap i zacieśnia relacje.
Cały tom pierwszy oceniam na mocne 9. Początek z Hobgoblinem również stoi na odpowiednim poziomie, zamieszanie z jego tożsamością oraz skutkami decyzji Parkera wywierają na nim wpływ na kolejne czyny. Dlatego właśnie super, że przy odpowiednim balansie nie jesteśmy nastawieni na ciągłe obijanie mord kolejnym zakapiorom.
Venom to kontynuacja odważnych scen, pierwsza trzyczęściowa historia z tego zbioru naprawdę mnie zaskoczyła. Podjęty temat jest szalenie interesujący,
postrzelenie i zamknięcie Parkera w ośrodku
zostaną w mojej pamięci na dłuższy czas. Ponownie twórcy podejmują się ciężkiego tematu opisując jak personel traktował pacjentów i do jakich środków się posuwał. To nie jest typowa historia jaką można przeczytać obecnie. Wyróżnia ją dojrzałość, zachowania na granicy pomiędzy szaleństwem a jasną oceną sytuacji. To samo tyczy się
. Ok, zarys fabuły miał zszokować czytelników. Łatwo to osiągnąć, trudniej jest natomiast wykreować sposób jak przedstawić to w taki sposób, aby poczuć emocje jakie kłębią się w głównym bohaterze. Peter w końcu ma swoje pięć minut, otrzymuje intrygującą propozycję, korzysta z niej ale nagle zostaje postawiony w sytuacji bez wyjścia. Nie wie kto i dlaczego. Podczas lektury czułem jego wściekłość, a zarazem bezradność. Kapitalna lektura. Kapitalna.
Na ten moment uważam, że zapoznałem się z historiami dobrymi na przemian z bardzo dobrymi, co jakiś czas trafił się jednak zeszyt albo historia wybitna. Przez kolejne zeszyty się płynie, czas leci szybko i czasami musiałem niechętnie odłożyć komiks na biurko, zerkając na telefon, a dokładniej zegar który wskazywał zakończenia dnia i zarazem początek kolejnego.
Na koniec tylko jedno zdanie.
Egmoncie, dziękuję ! I czekam na więcej ! Zdecydowanie więcej!