Jestem świeżo po lekturze dwóch epików.
EC 17 - Ostatnie łowy Kravena. Zawiera to, co dla mnie jest klasyką Pająka (okres ten dla mnie kończy się wraz duetem Michelinie/McFarlane). Pierwsze 200 stron zamyka wątki Rose'a, Kingpina i Hobgoblina, które scalały dłuższy ciąg wcześniejszych zeszytów (i łączyły się z Daredevilem Millera i Punisherem). Stała za tym jakaś koncepcja, która miała swoje lepsze momenty. Następne cztery zeszyty skupiają się na oświadczynach i ślubie. Rysunki Romity i Saviuka bardzo sympatyczne. Scenarzyści też próbują nieco zwodzić czytelnika dylematami Petera i MJ. Czyta się nie najgorzej. Potem od razu tytułowe OŁK są jak granat wrzucony do pokoju. Poziom nagle skacze o kilka poziomów i jest to szczególnie widoczne, kiedy czyta się takie wydanie zbiorcze. Dodatkowo wstęp autorstwa Śmiałkowskiego całkiem przydatny, wyjaśniający czym są i skąd się wzięły epiki.
EC 18 - Venom. Na początek trzyczęściowa historia w psychiatryku, raczej nudna. Następnie powrót Doktora Octopusa to zarazem ostatni powrót do klasycznego stylu, tym razem w wykonaniu Michelinie/Saviuk. Dalej już większość tomu wypełnia znany duet Michelinie/McFarlane. Czyta się to słabo. Michelinie kompletnie nie ma pomysłów. Przez kilkaset stron głównie przewijają się antagoniści, którzy mają przymocowane silniki odrzutowe i strzelają jakimiś laserami albo falami sonicznymi z broni przymocowanej do nadgarstków. Zmieniają im się tylko imiona. Ich charakterystyka i pojedynki z nimi są infantylne. Czasami wręcz debilne (facet ugryziony przez radioaktywnego królika, który uciekł z laboratorium). McFarlane z początku jeszcze rysuje nieco wzorując się na klasyce, choć wyraźnie zaznaczając swój fikuśny sznyt i dba o szczegóły. Potem głównie skupia się na wirtuozerii postaci Spider-Mana a tło to przerobiona fotografia Nowego Jorku, kilka nabazgranych kresek lub brak go zupełnie. MJ zamiast być zjawiskową pięknością wygląda pokracznie i karykaturalnie. Jednym z ciekawszych pomysłów, które się autorom udały to sam Venom, ale jest go tu niewiele.
Drugi epik to właściwie wyrzucone pieniądze. To co jest tam dobre (a niewiele tego) zostało wydano wcześniej przynajmniej dwa razy. Trzeciego z pewnością nie kupię. Zastanowię się natomiast nad wcześniejszymi, które miały znośny poziom.
Ad vocem, dziś nie zaprzyjaźnilibyście się raczej z Peterem Parkerem z lat 80-ych, bo... śmierdział. Peter nie robi prania, trzeci dzień chodzi w tych samych skarpetkach a po udawanym prysznicu zakłada brudne ubranie.
MJ jest osobą raczej antypatyczną i nie pasuje do Petera. Porzuciła siostrę i matkę w trudnych chwilach po to by się bawić w NJ. Z tego co wiem, potem porzuca również Petera dla kariery. Zarabia duże pieniądze, ale jej mąż klepie biedę.
Ich relacja też jest problematyczna. Nie wiem na ile odgrywa tu rolę drobnomieszczańska moralność i Comic Code, ale przez lata Peter i MJ to przyjaciele i tak się zachowują. Peter co najwyżej może liczyć na buziaka w policzek. Nagle ni z gruchy, ni z pietruchy się oświadcza a po przyjęciu oświadczyn od razu jest ślub. Po ślubie jeszcze przez jakiś czas relacja pary wygląda na zupełnie bezpłciową i dopiero po kilku numerach MJ zakłada coś kuszącego i następuje aluzja, że do czegoś doszło.