Zakładam wątek, ponieważ chciałbym zweryfikować moje odczucia po lekturze całej serii. Kilka tygodni temu przeczytałem wszystkie cztery tomiki dostępne na rynku i stwierdzam, że mój entuzjazm do wykreowanego świata spadał z każdym kolejnym. Dlaczego?
Otóż moim zdaniem napędzająca serię brutalność w pewnym stopniu przysłoniła całkowicie inne ważne kwestie, jak motywację bohaterów, a także ich zachowania (szczególnie od trzeciego tomu). Na samym początku Aaron wytworzył balans, pomiędzy agresją a uczuciami powracającego po latach do miasteczka byłego mieszkańca. I czyta się to rewelacyjnie, czując klimat a także nastawienie ludzi do obcych. Sęk w tym iż ciężko powielać ten zarys, w kolejnych opowieściach nie dając się przy tym znużyć czytelnikowi. A finałowa motywacja skonstruowana została już naprawdę źle. Wszyscy zaczynają skakać sobie do gardeł zachowując się momentami bezmyślnie, dwa są momenty kiedy naprawdę trudno uwierzyć w pewne elementy jak pobicia zawodników przed bezpośrednimi meczami (w ich domu przy okazji). Wszystkie chwyty są dozwolone, to jest przekaz Southern Bastards, natomiast pewna realność świata zaczyna być rozmywana kolejnymi aktami przemocy. Przy czym scenarzysta ciągle rozszerza linię i przełamuje kolejne granice.
Zabierałem się do lektury Bękartów dwa razy, po zakupie połowy historii i znacznie później po jej uzupełnieniu. Pierwsza dała mi sporo przyjemności, takiego powera i dostępu do wykreowanego świata mającego wiele odwołań do wspomnień scenarzysty. Otoczenia z jakiego pochodził. Dlatego mając czas spodziewałem się że zapoczątkowane wątki, w tomach trzy i cztery dopełnią serię i będę mógł są stawiać obok moich ulubionych. Chyba tak się nie stało...