W kwestii nacisków ze strony herosów i heroiny na różne dyktatury, a raczej jego braku, bądź bardziej subtelne sygnały w ich kierunku przypomina mi się JLA: Superpower. Mark Antaeus, heros wykreowany na potrzeby historyjki próbował na własną rękę rozwiązać problem jakiegoś egzotycznego państewka trawionego wojną i dyktaturą.
Obalenie a właściwej należałoby powiedzieć zabicie zamordysty, doprowadziło do zaostrzonych, wewnętrznych walk o władze, wykwitu ataków terrorystycznych i potężnego załamania gospodarki.
Fajnie i może by było jakby poza obiciem rył Darkseidowi i Thanosowi herosi częściej interesowaliby się dyktatorami bliższym naszym realiom, ale raz, że ostateczne rozwiązanie jakiegokolwiek problemu raczej kłóci się z sensem telenoweli super bohaterskiej, gdzie po prostu z powodów wydawniczych historia musi trwać.
Dwa, do tych problemów przecież, nie raz nie dwa były wyjaśnienia "in universe", pokazywano co by było gdy ten, czy tamten heros próbował rozwiązać problem zła ostatecznie jak choćby w znanym "Injustice". Na logikę herosi, którzy samozwańczo utytułowali się strażnikami porządku i prawa już działają mocno na granicy prawa, gdyby jeszcze zaczęli sobie od tak decydować o przyszłości politycznej, gospodarczej świata to doszłoby do otwartej wojny między nadludźmi a ONZ, USA, Rosją i całą resztą.
Przyjmując zasady konwencji ma to ręce i nogi, patrząc już na mniejszą skalę np. w kwestii takiego Batmana, który działa bezprawnie, ale zachowując granice połamie bandziora, ale nie zabije.
Gdyby herosi na bieżąco poza bitką z ikonicznymi już złoczyńcami zajmowali się wszystkimi, prawdziwymi problemami naszego świata bardzo szybko zmieniłoby się to w groteskę, zresztą, prawdę mówiąc, i tak momentami w to popadają z takimi a nie innym nakreślonymi granicami.
Dlaczego? Odpowiedz jest banalna. Granice tematyki są już i tak ustalone przez obecny konsensus w materii społecznej, politycznej i ekonomicznej. Np. taki Supek na bieżąco może i rozwiązywać sobie problemy z Koreą Północną, bliskim wschodem, ale Chin już nie tknie, pomimo tego, że na standardy białego człowieka zachodu to nie jest przyjazny dla ludzi kraj. Mało tego, Chiny mają nawet swoje własnego odpowiednika Supka in universe. Wystarczy wyggoglowac, kim jest Kong Kenan.
Zachodowi na razie nie na rękę i portfel kłócić się z chińskim Kubusiem Puchatkiem, to wiadomo.
Pewne kwestie już i tak wyglądają tak na siłę, że terroryści z Syrii zasługują na obicie pysków, ale Chińskie władze gnębiące protestujących w sprawie Hongkongu nie. Dalsze grzebanie w polityce wyglądałoby jeszcze koszmarniej obłudnie, także ja w pewnym sensie jestem zadowolony, że jest jak jest.