Ja po pierwszym tomie mam już taki rollercoaster, że ja pierdziulę. Dla mnie ta seria nie ma nic wspólnego z horrorem, a stopniowanie napięcia jest scenarzyście obce. Co kilka stron jesteśmy świadkami kolejnej, zazwyczaj szokującej sceny, z czego po drugiej trzeciej człowiek zaczyna się zastanawiać ileż tam jeszcze głupot umieścili autorzy. Kadrowanie (scena na cmentarzu) to absurd, przecież tam w ułamku sekundy postacie przesuwają się o dobre kilkanaście metrów... Joshua Williamson przeszczepił chyba schematy z Flasha.
Wydaje się iż wokół miejsca akcji, wytworzony został intrygujący klimat ameryki, ale grzechy z Bękartów z Południa są tu aż nazbyt widoczne. Nie sztuką jest ukazywać brutalność strona po stronie, z każdego robić świra, a miasto torpedować masakrą zbrodni. Po cóż to, skoro czytelnik nie ma nawet chwili na analizę wydarzeń? Samą historię z pierwszego tomu swobodnie można byłoby opisać wykorzystując podwójną objętość wydania. Zwróćcie uwagę na konstrukcję dialogów (w chacie). Raptem kilka zdań (Bendis nie lubi tego), a dalej oczywiście kolejny twist, po którym już sam nie wiem czy to pozycja z tych bardziej realistycznych czy wręcz nasyconych elementami nadprzyrodzonymi.
Palcojada czyta się dobrze, natomiast szybko zdaje się sprawę z tego że nie jest to nic wybitnego, a nieokiełznany chaos będzie towarzyszył do ostatnich stron serii.
5/10
Bardzo duży zawód.
Ps. Kiedy trzeci tom? Wiadomo coś