Nie problem zrobić z romantycznej sztuki Shakespeare'a rasowe porno zmieniając obiekt westchnień głównego bohatera np. na najstarszego przyjaciela człowieka , a tu pojawiają się takie myki co bardziej mnie śmieszy niż zaskakuje. Osobiście po zacnym scenarzyście, który bierze na warsztat horror spodziewałem się zalewu grozy i mroku, opętania itd., a tu jakoś tak nie do końca - bohater nie tak obłąkany jak zbłąkany.
Nie mówię, że do końca żałuję, ale nie przebija to stylu prozy jak dla mnie - wolę czasem niedopowiedzenia, niż wywalone na wierzch mięso.
No nie wiem, przecież to jest typowy Moore. Dokładnie to samo robił w "Zagubionych dziewczętach" i "Lidze Niezwykłych Dżentelmenów", więc nie wiem na jakiej zasadzie oczekiwałeś od niego innego podejścia. Bywa świadomie polityczny, wulgarny i pornograficzny, ale subtelności w jego komiksach nigdy nie brakowało - uważam, że te dwa przeciwieństwa nie muszą koniecznie sobie przeczyć. Szczególnie w warstwie wizualnej widać w jego komiksach ogromną pieczołowitość (jego upierdliwość w stosunku do rysowników jest już legendarna) i natłok smaczków, które gdzieśtam dzieją się w kadrze na drugim planie.
Sam Moore mówił choćby o ogromnych inspiracjach kolażową techniką narracyjną Burroughsa i ta koncepcja przewija się w całej jego twórczości. I tu właśnie mnie u Moore'a czasem męczą te jego mniej lub bardziej pozornie randomizowane dodatki "pisane"- do tego stopnia, że czasami miałem właśnie poważny problem z przebrnięciem przez "Ligę...", tam chyba te jego tendencje najboleśniej się uwidoczniły. Za to notatnik w "Providence" był znakomitym narzędziem do budowania klimatu niepokoju, a przy okazji interesującym sposobem na pastiszowanie pewnego epistolarnego schematu lovecraftowskiej narracji. Gdyby tak podejść do tego zdroworozsądkowo, to jest to dziwaczny sposób na opowiadanie tego samego dwa razy i dopowiadania pewnych rzeczy. Tylko czy aby na pewno?
Dodanie pewnych motywów, które u Lovercrafta w ogóle nie znalazły się w sferze "wypowiedzianego", jak choćby homoseksualizm głównego bohatera, mogą wydawać się pewnym sposobem na "usensacyjnienie" tematu, ale tym co tutaj Moore wg mnie robi jest coś zupełnie innego - tak samo jak w "Zagubionych..." niekoniecznie wulgaryzuje, a wprowadza bardziej nośną warstwę interpretacyjną. Lovecraft jest sobie dalej Lovecraftem, a punkt widzenia Moore'a jest przy okazji całkiem świeży i interesujący.
Dlatego zawsze irytują mnie teksty w stylu "Moore adaptuje Lovecrafta". Nie, powinno być "Moore czyta Lovecrafta", "Moore czyta Alicję w krainie czarów", "Moore czyta legendę Guya Fawkesa" itd.