Problemem jest to, że z tymi seriami które wychodzą od początku Kolekcji, doszliśmy już do końcówki 1966 roku. Wraz z upływem czasu, scenariusze są coraz lepsze i coraz przyjemniej się to wszystko czyta. Po tym jak Marvel wyszedł z okowów ograniczeń wydawania swoich komiksów przez DC po 1968 roku, rozwinął się jeszcze bardziej. Przyszli nowi twórcy i nowe tytuły, można było rozwinąć skrzydła i scenariuszowo i rysunkowo. Choć ilustracje to największy atut Marvela od samego początku. Jak się porównuje je z tym co wtedy leciało w DC, to ja się wcale nie dziwię, że Marvel sprzedawał 6 milionów egzemplarzy, mimo że DC pozwalało im tylko na 10 tytułów. Różnica poziomu artystycznego była widoczna gołym okiem.
A z X-Men jest ten problem, że będąc teraz na końcówce 1966, cofamy się znowu do 1963 roku. I znowu musimy przebijać się przez naiwne mielizny fabularne Stana Lee. Z dzisiejszego punktu widzenia ja nie wiem jak wtedy czytelnicy/klienci mogli się tym zachwycać. Ale ważne, że całe universum przetrwało, dojrzało i teraz my możemy nim się dalej cieszyć podczas lektury.