Po pierwszych dwóch zeszytach Kate Bishop aka Hawkeye z miejsca widać lewackie treści w nim zawarte. Pierwsza klientka to lesbijka, pierwsza sprawa to przemoc wobec kobiet i stalkowanie przez jakiegoś piwniczaka, kobieta jest tatuażystką z zakładu obok, kobieta jest detektywem co ma sprawę gdzieś, plus zaczyna jej się podobać koleś o innym kolorze skóry.
Do tego dochodzą jeszcze takie prostackie zabiegi, że jak Kate jest wyzwoloną kobietą, feministką, to musi od razu uprzedmiotowywać facetów, być brutalna, ignorować zainteresowanego nią kujona, za to lecieć na obcego przystojniaka. To są straszne klisze a równość kobiet nie powinna polegać na tym, że będą się one zachowywać dokładnie tak samo bucowato jak męskie szowinistyczne świnie z którymi walczą.
Ale przynajmniej tutaj obok tych pobocznych ideologii mamy też jakąś sprawę i akcja idzie naprzód. Jest lepiej niż w Ms Marvel, gdzie gupia teen drama wybija się wybitnie na pierwsze miejsce i tłamsi wszystko inne.