Przeczytałem wczoraj "Spider-Mana: Historię życia" i mam mieszane uczucia prawdę mówiąc.
Z jednej strony mamy tutaj przekrój najważniejszych wydarzeń z życie Pająka. Jest Venom, Kraven, Gwen Stacy, Wojna Domowa, nawet Superior. To wszystko podane w inny, mroczniejszy i dojrzalszy sposób. Więcej tutaj Parkera niż Pajęczaka i to też jest fajne. Jednak nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie czy Parker w tym komiksie jest strasznym dupkiem, którego zwyczajnie nie da się lubić? Zwłaszcza na początku. Te jego zaczepki do Flasha, doktora Warrena, nawet Redda Richardsa. Odniosłem wrażenie, że facet zwyczajnie szuka wszędzie zaczepki, MJ w późniejszym czasie ładnie go podsumowała, że jest ciągle myślącym o sobie egoistą. Poza tym Parker z tego komiksu nawet w późniejszym okresie to nie jest wzór do naśladowania. Wiem, że autor chciał pokazać tutaj wszystkie plusy i minusy dorosłości, a także grzechy które zdarzają się zwykłym ludziom, ale trochę nie pasuje mi to znowu do wizji Pajączka, który nadal jest tutaj tym "dobrym pająkiem z sąsiedztwa". To tak jakby Parker i Pająk to dwaj osobni bohaterowie, a nie jedna całość. Samo spojrzenie na znane nam wydarzenia w mroczniejszym i dojrzalszym klimacie jest spoko, ale samemu Parkerowi sam bym w dziób z chęcią dał.