Z komiksów o podobnej tematyce o wiele lepiej wypada "God Country".
Komiks za bardzo odcina się od dziedzictwa postaci, wręcz wywraca je do góry nogami. Dave to był koleś zafascynowany komiksami, który postanowił walczyć z przestępcami, ta nowa której imienia nawet już nie pamiętam zwalcza przestępców wyłącznie dla własnych korzyści majątkowych. To już nawet Punisher ma moralność na wyższym poziomie.
Wszystko dzieje się tu zupełnie od czapy, czyli tak jak w każdym nowszym komiksie Millara.
Tylko jeśli całkowicie odcina się od oryginalnego Kick-Assa to pytanie dlaczego jego nazwę i kostium sobie przywłaszczyła?
Nie czytałem i raczej nie sięgnę, ale z tego co piszesz... to chyba dobrze, że Millar miał inny patent na nową Kick-Ass? Gdyby znów była to osoba w typie Dave'a, kierująca się podobnymi pobudkami co on, to już byłby to zupełnie odgrzewany kotlet?Ale pobudki Dave'a były fajne i komediowe. W tym nowym motywacja jest ograna i debilna. To w ogóle mógłby być inny komiks ale Millar chyba specjalnie chciał pojechać na sukcesie Kick-Ass.
W tym nowym motywacja jest ograna i debilna.
Może w przyszłości Dave powróci ją powstrzymać, jak Bruce Wayne Jean Paula Valleya w Knightfall? ;)Nie Dave, ale ktoś zdecydowanie powraca, aby skopać dupę Nowej Kick Ass.
Słowo ambiwalentny dotyczy raczej sfery przemyśleń bądź uczuć a nie podmiotu jako takiego. To nie Millar jest ambiwalentny, tylko Twoje odczucia dotyczące jego komiksów. Sam autor ma pomysł na pisanie scenariuszy dosyć jednorodny, bierze jakiś tam znany gatunkowy motyw i pokazuje go z nieco innej a czasami przeciwnej perspektywy, dorzucając do tego ponadprzeciętną ilość przemocy i często sporo humoru a całość pisze na wybitnie rozrywkowy sposób. Ja tam Millara lubię, nie każdy komiks musi mieć piąte dno, lub dotykać problemów egzystencjalnych. Osobiście uważam, że Wojna Domowa to jeden z jego najlepszych tytułów, więcej to jeden z najlepszych tytułów Marvela (przynajmniej tego "nowożytnego"), nie zgodzę się, że to historia spieprzona u podstaw, bo ona podstawy ma bardzo solidne. Powód konfliktu wśród superbohaterów jest bardzo sensowny co w przypadku komiksów z tego gatunku nie jest często spotykane, gdyż zazwyczaj bójki pomiędzy herosami są pisane na zasadzie bzdetów o mentalnej kontroli albo "kurła zejdź mi z drogi kurła bo się spieszę na promocję kubełków w KFC", "Nie mogę kurła bo ja też się spieszę bo Green Goblin rozrabia na Manhattanie i muszę go powstrzymać, ale tak se teraz myślę że nigdy cię nie lubiłem i ci kurła zaraz przy...solę". Tak jasne wykonanie czasami zawodzi, nie wszystkie pomysły są trafione, ale ja całość odebrałem bardzo pozytywnie. To, że będzie dużo akcji to można założyć przed pierwszą stroną i czepianie się tego byłoby jak czepianie się Johna Woo, że nie kręci adaptacji prozy Czechowa a magazynki pistoletowe w jego filmach są na 100 naboi. Na mnie ta scena z Goliatem nie zrobiła właściwie żadnego wrażenia bo ten Goliat to Człowiek Nikt, usiłowałem sobie przypomnieć czy gdzieś wcześniej lub później go widziałem i jakoś nie doszedłem do żadnych wniosków, mógł Millar użyć chociaż jakiegoś solidnego drugoligowca a nie trampkarza, którego nikt nie zna i który nikogo nie obchodzi.