W ostatnim czasie przeczytałem od początku do końca całość Ligi. Chciałem się podzielić jakimiś wrażeniami, trochę analizą, ale obawiam się, że bardzo ciężko będzie to zrobić w jakkolwiek uporządkowany sposób. Ta historia zaczęła się jako jedna z bardziej niezobowiązujących i rozrywkowych komiksów Moore'a. Jako całość jednakże jest jednym z bardziej wymagających jego tworów, ostatni tom męczył wręcz fizycznie, bardziej niż From Hell. I również patrząc z perspektywy całej serii, przestaje to być opowieścią przygodową, przestaje nawet być komiksem, staje się swego rodzaju traktatem o kulturze popularnej i jej (zdaniem autora) degradacji. Poczynając od, nie czołobitnego, ale jednak hołdu do postaci z brytyjskiej literatury popularnej z epoki wiktoriańskiej, przechodząc przez krytykę postaci popkultury wieku XX, aż po całkowite potępienie tego, co się dzieje w wieku XXI. I tak też ta seria jest skonstruowana - bardzo konwencjonalny w formie komiks kiedy się odnosi do tego pierwszego etapu, przez coraz więcej eksperymentów formalnych w wieku XX, aż po totalną dekompozycję i chaos w wieku XXI. Więc tom ostatni, Burza, czytany bez takiego kontekstu wydawać się może czymś żenująco słabym, ale ów kontekst rozumiejąc jest całkowicie logicznym i spójnym rozwinięciem całego konceptu. Nie wiem czy ta seria była od razu tak pomyślana, czy dopiero w trakcie Moore wpadł na ten pomysł, obie opcje są równie prawdopodobne moim zdaniem. Ja mam z tym podejściem problem - nie jestem pewien czy zgadzam się z diagnozą autora. Intuicyjnie i emocjonalnie tak, zgadzam się. Dawne postacie wydają mi się lepiej pomyślane, mądrzejsze, wyższej jakości. Ale nie wiem ile z tego jest prawdą, a ile typowym dla większości ludzi sentymentalnym podejściem "kiedyś to było". Moore również próbuje nas przekonać, że to, co się dzieje z kulturą jest odbiciem tego, co się dzieje ze światem (albo na odwrót) i również ma to swoje odzwierciedlenie w świecie przedstawionym.
Tak więc scenariuszowo, w zależności od oczekiwań, możemy komiks różnie oceniać. Komuś szukającemu typowego formalnie komiksu, z interesującymi postaciami i wciągającą fabułą, polecić mógłbym tylko pierwsze dwa tomy plus ewentualnie trylogię Nemo, choć jest ona jeszcze bardziej pulpowa. Pozostałe tomy mógłbym polecić tylko komuś, kto lubi eksperymenty formalne i chce się zmierzyć z poglądami Alana Moore'a. A te eksperymenty - jest tu w zasadzie wszystko - proza, poezja, strumień świadomości, sztuka teatralna, reklamy, pocztówki, proza ilustrowana, artykuły gazetowe, wywiady, protokomiksy, komiks fotograficzny, komiks 3D, komiks czarno-biały, kolorowy, w wielu różnych stylistykach.
I tutaj można płynnie przejść do Kevina O'Neilla. On potrafi (potrafił
) wszystko. Odnajdował się w każdym wariackim pomyśle scenarzysty, potrafił imponować rozmachem całostronicowych rysunków, kiedy trzeba było oddać emocje, kiedy indziej cartoonowo coś przerysować. Bez grama przesady - należał do najlepszych. I genialnie był uzupełniany przez kolorystę Bena Dimagmaliwa.
Polską edycję tłumaczyła Paulina Braiter i jest to tłumaczenie wybitne. Ogromna praca pod względem ilościowym i olbrzymia kreatywność. Tłumaczenie choćby kwestii Galley-Waga to jest coś nieprawdopodobnego. To jest nazwisko, które w swojej dziedzinie, nie może być przyćmione przez nazwisko Alana Moore'a, czapki z głów.