Mam te same odczucia co Vojtas. Klimat Batmana jest zupełnie inny niż JLA i o ile ten pierwszy świetnie mi odpowiada to ten drugi już nie. Dlatego czytanie JLA, bo jest tam Batman nie ma sensu.
Do pierdyliona nawiązań, które trzeba przeczytać żeby "zrozumieć" jakąś niby osobną historię trudno mi mieć stosunek inny niż ostrożny. Jeśli zamiast dobrej historii dostaję słabą, która każe mi przeczytać milion kolejnych równie wątpliwych historii żeby się o czymś dowiedzieć to ja nie potrafię tego odbierać inaczej niż jako prymitywny skok wydawcy na kasę. Podobnie jak pójście na łatwiznę i wciskanie słabej historii argumentując, że coś tam zmienia.
Natomiast geneza mojego rozczarowania jest znacznie starsza niż Metal. Dałem sobie spokój z Batmanem i komiksami w połowie Knightfallu. Po poznaniu wszystkich tych Venomów, Mieczów Azraela i Zemst Bane'a okazały się one znacznie lepsze od rozwlekłej słabizny graficznej i fabularnej na poziomie niższym niż przeciętny numer naszego Krakersa czy AQQ a rozdmuchanej bo coś tam zmienia i coś tam trzeba doczytywać. Po kilku latach wyjątki robiłem dla np. Roku pierwszego czy Powrotu Mrocznego Rycerza. Komiksów, które niczego nie zmieniają ani nie próbują ratować swojej nędzy tłumaczeniem, że czegoś się nie doczytało, za to są po prostu genialnie napisane.
A co do kryzysów, którymi ktoś się podnieca tylko dlatego, że wszystko zmieniły to za rok będzie znowu następny taki a za dwa pewnie już nawet z pięć. I znowu DC będzie musiało wszystko restartować.