Właśnie przeczytałem "Konflikt Q" i czuję się uspokojony, a lekturą usatysfakcjonowany. Obawiałem się bowiem, że odpowiedzialni za ten projekt scenarzyści pogubią się w "gąszczu" charyzmatycznych osobowości, których wśród czterech "zaangażowanych" w ów projekt załóg przecież nie brakuje. A jednak moje obawy okazały się nieuzasadnione. Nawet pomimo okoliczności "przechyłu" fabularnego w kierunku Picarda, co biorąc pod uwagę jego szczególną relacje z Q jest w pełni zrozumiałe. Szkoda tylko, że warstwa plastyczna (podobnie jak wcześniej w "Picard: Odliczanie") jest wręcz do bólu "tableciana". Niemniej i tak warto, bo to kawał umiejętnie "pospinanej" fabuły z licznymi odniesieniami do bogatego zasobu uniwersum "Gwiezdnej Włóczęgi".