Carl Barks moim zdaniem - a z jego twórczością jestem dość krótko - osiągnął jakieś niesłychane, horrendalnie sowite doświadczenie i mistrzostwo w kreacji komiksów osadzonych w Kaczogrodzie. W ogóle jako grafik, znakomity animator przez lata wypracował sobie niesłychany, unikatowy styl ,,opowiadania rysunkiem". W branży komiksowych kreatorów, z mojej perspektywy, Barks zajmuje nader wysoką pozycję, będąc swego rodzaju ,,komiksowyn demiurgiem pracusiem" pokroju Jacka Kirby'ego i Todda McFarlane'a. Po lekturze tomu 1-ego "Kaczogrodu" od Egmont Polska, jestem w fanowskich skowronkach, niczym na fali geekowskiego uniesienia. Lata 1952-1953, które w tym komiksie, z okresu twórczości Barksa, się zawarły, ujęły mnie tak bardzo, że nie ma to tamto, muszę za niedługo ściągnąć po tom drugi tego cyklu. Autor przelał tu coś ze swojego życia w postać Sknerusa McKwacza; o tak, Barks niełatwo miał zanim na dobre związał się z pasją i pracą rysownika i scenarzysty komiksowego, ale nie poddawał się i parł do przodu, z tym, co chciał robić i realizować. Sęk w tym, że sam Sknerus został tak specyficznie wykreowany - i to już w tym tomie (lata 1952-1953) - że jego pracowitość, odwaga i upór za młodu przykrywa przemotywowanie, jakby jego jedynym celem i tak było utrzymanie się na szczycie i bycie najbogatszym kaczorem świata. Skąpstwo, skąpstwo i jeszcze raz skąpstwo; Barks potrafił przykryć to humorystycznym obrazem takiej właśnie obsesji, dodając do tego dającą się lubić naiwność Donalda etc. No bo, jak tu nie uśmiechnąć się w duchu, gdy lekarz diagnozuje u McKwacza ,,zespół Trąbalskiego" - jako łagodną postać amnezji, czy gdy Barks daje Sknerusowi kwestię do wypowiedzenia w kierunku Donalda, brzmiącą: ,,Czy teraz Señor Naftalino De Vaselino De Kaczorro Donaldo zapłaci za swój świąteczny obiad, czy też będzie zmywał naczynia w mojej kuchni?!".
P. S. Czy papcio Sknerus miał w końcu ,,trzy akry sześcienne" gotówki, czy cztery? Czy na przestrzeni kreacji komiksów osadzonych w Kaczogrodzie przez Barksa - i nie wnikam tu w chronologię rozgrywanych wydarzeń w tym Uniwersum, bo nie wiem czy dla tego świata coś takiego z perspektywy pracy Barks istnieje - McKwacz miał zawsze tyle samo gotówki, bez żadnego jej upłynniania, inwestowania w różne dobra i płacenia pracownikom Kaczogrodu - czyli najwięcej ze wszystkich? Czy może ją starannie powiększał? Z ekonomicznego punktu widzenia wydaje się to być dziwne i mocno zastanawiające. Sam Sknerus w tym wydaniu podaje, że jest posiadaczem majątku o wartości: ,,dziewięciu fantastyliardów pięciu bajdulionów stu kwakilionów dolarów i sześćdziesięciu centów", dlatego zastanawia mnie właśnie to, czy zawsze jest to ta sama, niezmienna wartość - bo tak się tym chwali, taki jest z tego do przesytu i pożygu dumny, pełny pychy, że odnosi się wrażenie, że robi on wszystko, aby mieć cały czas tyle samo swego majątku jego, ni mniej ni więcej.