Kaczora przestałem zbierać jakiś rok-dwa lata temu, od czasu do czasu jakiś numer zakupiłem, jak bardzo go polecali na Kaczej Agencji Informacyjnej, tak więc w sumie w kolekcji uzbierało mi się z ponad 900 numerów zapewne. Tysięczny oczywiście musiałem mieć. Upolować nie było łatwo, w Empiku nie ma, skończył się. Pani opowiada, że ludzie dopytują, podobno szukają, jest problem. W Ruchu nie ma. I nie mieli, nie dostali. Może będzie, nie wiadomo. Był w Kolporterze, zakopany na najniższej półce regału pod innymi gazetkami z chińskim badziewiem.
Zimno było, a latania po kioskach było trochę, więc łapy zmarznięte, ale mam, szczęśliwy rozpakowuję! A tam NORMALNY numer zapakowany w dodatkowy kartonik, ogłaszający 1000 numer. Wygląda to tak, jakby sobie zapomnieli o tym fakcie, albo go raczej zlali, bo w stopce w komiksie jest napisane, że numer 1000 i to z wykrzyknikiem, ale wodotrysków brak. Ktoś tam w ostatniej chwili sobie przypomniał, i dołożył kartonik. Bidny w sumie kartonik, szybki kolarz okładek, plakacik z drzewem, wywiad sklecony także na prędko, i trochę wypełniaczy.
Super, że Kaczor dotrwał do 1000 numeru. Ale plama po całości przy obchodach takiej okazji, wstyd dziale marketingu wydawnictwa Egmont! A można było nieco bardziej nakręcić zainteresowanie, poinformować klientów, że w ogóle taki magazyn jest na rynku, gdyż w zalewie podobnych, niestety ginie. Tym bardziej, że sprzedaż leci na łeb na szyję, obawiam się, że ani 2000 ani nawet 1500 numeru nie doczekamy. I obym się mylił.
A, Giganty nadal zbieram. Ale jak widzę, ile jest dubli, to mocno zastanawiam się, nad każdym kolejnym zakupem. Egmoncie, nie tędy droga. Kolekcje Rosy będę zbierał, ale nie odbierajcie mi normalnych komiksów Disneya!