W sumie nie powiedziałbym, żeby w "Strażnikach" były ściany tekstu, a nawet jeśli, to że to źle. Moore pisze na tyle dobrze, że dla mnie lektura jego tekstów jest przyjemna sama w sobie i absolutnie nie mam problemu z ilością słów. Ciężko byłoby mi też stwierdzić, że kłóci się to z ideą komiksu jako takiego, bo raz, że "Prosto z piekła" (nieprzypadkowo autor ten sam), które uważam za najlepszy komiks, jaki miałem okazję przeczytać, ma tego tekstu zdecydowanie więcej, a dwa, to nadmiar słów charakteryzuje raczej starsze tytuły, więc w jakiś sposób jest wpisany w gatunek. I rozwleczona narracja jest problemem właśnie w przypadku takich dziełek, jak stare superhero, gdzie jest to napisane po prostu słabo.
Zresztą komiks sam w sobie przybiera różne formy i według mnie tu nie ma sztywnych zasad, co jest zresztą jedną z rzeczy, które przyciągają mnie do tej formy opowiadania historii. Cenię sobie zarówno literackość Moore'a, jak i takie "Sin City" Millera, gdzie czasami operujemy niemal pustymi stronami. Są to pewnego rodzaju skrajności, ale obie jak najbardziej wartościowe, bo wszystko zależy od poziomu wykonania, więc u twórców słabiej lub mniej świadomie operujących w medium podobne zabiegi mogą wypadać słabo - jako przegadanie lub zbyt szybkie prowadzenie akcji.
Natomiast te dodatki na końcu każdego zeszytu osobiście odbieram właśnie w kategorii dodatków - fakt faktem nie próbowałem, ale jestem przekonany, że spokojnie można je pominąć w trakcie lektury. Nie traktuję ich jako integralnej części narracji, a jako uzupełnienie "dla chętnych", więc nie zaburza mi to płynności lektury, bo rzeczywiście czasem zdarza się, że w jakimś komiksie nagle wrzucona jest strona tekstu (kiedy w fabule pojawia się np. czyjś list) i potrafi to wybić z rytmu.