Minęło naprawdę sporo czasu odkąd ostatni raz czytałem "Kaczogrody". Długo nie mogłem złapać klimatu i jakoś nie miałem ochoty zaczynać kolejnego tomu, a poprzedni, który przeczytałem w całości - "Zagubieni w Andach" - dosyć wymęczyłem, bo chyba już przy jego lekturze trochę straciłem nastrój na kacze komiksy. Tak więc się złożyło, że dopiero teraz nadrobiłem "Na dalekiej północy", czyli pierwszy tom z poprzedniego roku. Od jego wydania minęło więc już blisko 1,5 roku, ale nie żałuję, że wstrzymywałem się z lekturą - przerwa zdaje się dobrze mi zrobiła, bo już od pierwszej historii mocno wbiłem się w klimat i szybko popłynąłem dalej.
Przede wszystkim fajnie wypada skład tego tomu. Mamy tu naprawdę sporo dłuższych komiksów, z których każdy czymś się wyróżnia, dzięki czemu całość wypada dosyć różnorodnie. Rozpoczynające tom tytułowe "Na dalekiej północy" to bardzo fajna przygodówka oparta na ciekawym pomyśle wyjściowym. Bardzo przypadła mi do gustu ta historia, do tego moją uwagę przykuły rysunki, które w niektórych momentach bardzo pozytywnie się wyróżniały, poszczególne sekwencje są ciekawie kadrowane, a pewne momenty tej morskiej podróży faktycznie robią wrażenie. Kolejną ciekawą pozycją jest "Znaczy kapitanie". Historia również opiera się na fajnym pomyśle, więc mimo że fabułę można sprowadzić do kolejnego konfliktu na linii Donald-Goguś (dosyć zresztą popularny motyw w tym tomie), to nie czuć tu kopiowania i całość wypada kompletnie różnie od "Na dalekiej północy", gdzie też całość kręciła się wokół tej dwójki. Jedyny minus za jakość materiałów. Rozumiem, że nie było lepszych kopii, ale naprawdę można było to odnowić, choć to zarzut skierowany raczej do oryginalnego wydawcy niż naszego Egmontu. "List do Mikołaja", kolejna z dłuższych opowieści, wprowadza nas w świąteczny nastrój, czyli czasu, kiedy to nawet Sknerus McKwacz - ten bliższy jeszcze pierwszemu występowi, choć już coraz bardziej podobny do swojej współczesnej wersji - wykazuje się trochę inną niż na co dzień postawą. Następna dobra pozycja na liście, a przy tym utrzymana w całkiem innym klimacie niż poprzednie raczej przygodowe historie. Zamykające tom "W krainie totemów" to z kolei dłuższy komiks napisany w bardziej humorystycznym stylu, który stanowi bardzo fajne zwieńczenie tego albumu. Humor jest naprawdę udany, a tematycznie to znowu fajny pomysł i ponownie inny ton historii, więc nie ma mowy o nudzie. No i z tych obszerniejszych komiksów zostało jeszcze "Wudu dla ludu", o którym jeszcze nie wspomniałem. Chyba trochę celowo, bo spośród tych historii, ta spodobała mi się najmniej. Nieszczególnie mnie porwała, niezbyt wyróżniła się ani humorem ani fabułą, za to w pewnych aspektach wydała mi się już mocno niedzisiejsza i momentami irytująca. Do tego zakończenie sprawia wrażenie urwanego, tak jakby Barks nagle zorientował się, że kończy mu się miejsce i musiał naprędce dopisać finał. Jak dla mnie to niestety najmniej ciekawa pozycja w tym tomie, a szkoda, bo miałem większe oczekiwania.
Tak duża ilość bardziej rozbudowanych komiksów przełożyła się na to, że nie zostało zbyt wiele miejsca na te krótsze, choć oczywiście dostajemy też kilka klasycznych 10-pagerów (i jeden 8-pager). Spośród tego typu fabuł najbardziej spodobały mi się chyba "Listy do Daisy". Kolejny raz mamy do czynienia z Gogusiem, ale całość jest bardzo fajnie napisana i dosyć przewrotnie się kończy. Co nie znaczy, żeby reszta historii jakoś szczególnie odstawała, bo teraz patrząc na spis treści stwierdzam, że sporej części niewiele brakuje, żebym to o którejś z nich napisał, że jest moją ulubioną. Te komiksy Barksa stoją na bardzo dobrym poziomie, humor zazwyczaj jest trafiony i w większości przypadków da się stwierdzić, że autor rzeczywiście miał jakiś pomysł na daną historię, a nie była to tylko maszynowa robota. Przy takiej ilości materiału, jaki dostarczył ten człowiek aż dziwne, że po 13 już tomie w Polsce w ogóle nie widać w nim wypalenia czy zmęczenia tematem. Troszkę mniej trafiły do mnie "Kaczor kwacze, żaba skacze" i "Trzy misie", ale daleko jest mi do nazwania któregokolwiek z nich słabym. Jeżeli miałbym podsumować całość, jest to naprawdę dobry tom. Po dłuższej przerwie, ale ponownie poczułem radość z lektury tych komiksów, która towarzyszyła mi przy poprzednich spotkaniach z tą serią. Autorowi naprawdę należy się ogromny szacunek.