Jako dziecko stanu wojennego (tak naprawdę tuż przed, no ale dobrze się pod jakieś pokolenie podłączyć) najpierw czytałem to, co wychodziło pod koniec lat 80-tych. Później TM-Semic i w sumie supehero stało się dla mnie synonimem słowa komiks.
A teraz zerknąłem na regał i z 9 wypchanych półek supehero stanowią 2. A to co tam jest, to klasyki Batmana (zabójczy żart, DKR, długie halloween i podobne), trochę epiców spidermana, run JMS-a, New X-men, Daredevile Millera, Bendisa, Brubakera, Punishery Max, kilka Supermanów (whatever happened, na wszystkie pory roku itd.).
Spróbowałem czytać brand new day (chociaż to już staroć chyba jest) i nie byłem w stanie przebrnąć. Przestałem zupełnie śledzić, co się obecnie dzieje. Słyszałem, że Octopus zamienił się mózgami ze Spiderem i uznałem, że to już nie dla mnie. Dałem szansę Thorowi, Hawkeye i Moon Knght z Marvel now, bo miały być oryginalne i oderwane od reszty. Nie było źle, ale jak miałbym wydać więcej niż 40 zł na superhero, to wolę zaryzykować z czymś innym.
Generalnie więc zgadzam się z tezą tego wątku. Co prawda za eksperta się nie uważam, ale nie przez przypadek przestałem się tymi komiksami interesować.