W ramach chwili czasu udało mi się wczoraj skończyć pierwszy omnibus JLI aut. Giffena i DeMatteisa. Nie czytałem nic lepszego zawierającego w tytule Ligę Sprawiedliwości!
Dobór superbohaterów, choć może nieco dziwić (trzon ligi tworzą 2, 3-ioplanowi herosi) jest naprawdę interesujący. Każdy z nich jest inny, wyraża się w swój charakterystyczny sposób i swoją osobą zwraca na siebie uwagę w taki sposób, że chce się go bardziej poznać (nawet ten irytujący Guy Gardner jest wartością dodaną - lubię jego słowne potyczki z innymi członkami drużyny). A słynna Trójca jest tu raczej "schowana". Batman nie chce być liderem; jak to Nietoperz woli być w cieniu i działać z ukrycia. Co więcej, mam wrażenie, że nie liczy się z ludzkim życiem, jest ponury i mściwy. Nie przejmuje się, że akurat jakiś cywil, a tym bardziej złoczyńca może stracić życie - jest to dla mnie nowość, bo nie takiego Bruce'a znam. Superman nie jest w ogóle stałym członkiem Ligi - pomaga w najcięższych potyczkach, ale ze względu na "napięty grafik" i poczucie odpowiedzialności (nie chce nikogo zawieść) odmawia członkostwa. Wonder Woman bardzo podobnie - ona musi dzielić życie na Temiskirze oraz w świecie ludzi (tudzież mężczyzn), co akurat bardziej wiem z serii Pereza.
W mojej opinii najlepszymi stałymi członkami są oczywiście Blue Beetle (drużynowy śmieszek), Booster Gold, Mister Miracle (uwielbiam jak jest ukazywane jego życie prywatne z Bardą), Guy (irytujący aż do bólu, z małym dość zabawnym wyjątkiem, gdy jego zachowanie zmienia się o 180o), Ice oraz Fire (dwie koleżanki, które są odbierane jako laleczki, czasem nawet niedoceniane i (sic!) poniżane, ale ze względu na moce żywiołów są wartością dodaną Ligi i udowadniają swoją przydatność na przekór innym). Nie można też zapomnieć o roli Oberona, który
jest prawą ręką Maxwella Lorda (opiekuna Ligi) - swoją drogą historia i udział Lorda, który w początkowej fazie jest pod kontrolą komputera zaprojektowanego przez przebiegłego Metrona, też są interesujące.
Mocnym punktem drużyny jest oczywiście Marsjański Łowca Ludzi, lider JLI (choć ja akurat nie jestem fanem tej postaci).
Żałuję, że mało jest mojej ulubionej Black Canary. Jestem też ciekaw, czy Elongated Man wróci w szeregi JL, bo póki co jego udział ogranicza się do JLE. Jak patrzę na jego fajną relację ze Sue, to od razu mam przed oczami Kryzys Tożsamości...
Absolutnie nie miałem ani razu poczucia nudy, przesytu. Choć bohaterowie często się kłócą, wrzeszczą na siebie, to jednak ma to swój urok. Nie czytałem jeszcze takiej serii, która byłaby nacechowana tyloma gagami i utarczkami. A jest to komiks o najważniejszej grupie superbohaterów w uniwersum DC! Członkowie Ligi są jak żywcem wyjęci z życia, nie ma w nich ani grama sztuczności. Pewne żarty może i są przesadzone, a zachowania nie wpisałyby się w dzisiejszy kanon pisania komiksów, ale to urok tamtych czasów. Czasem też dobrze jest ukazać jakiegoś bohatera z naprawdę złej strony, a nie celowo go ugrzeczniać - takim przykładem może być Guy Gardner, który jest najbardziej irytującym bohaterem Ligi.
Zabiera nic nie podejrzewającą, naiwną dziewczynę (Ice) na "randkę", po czym chce ją wykorzystać w zacisznym miejscu jakiegoś nocnego klubu, bo tylko do tego się ona w jego opinii nadaje. Mocne.