To już czwarte na naszym rynku wydanie zbiorcze "Hellblazera" i pierwsze, z którego lektury jestem naprawdę zadowolony. Zaczynanie od tomów Azzarello było trochę niefortunne, bo raz, że jego run był specyficzny, a dwa - rzucał czytelnika od razu w wir wydarzeń, przez co nie mając żadnej podbudowy, można było się poczuć zagubionym. Z kolei pierwszy tom Ennisa sprawiał trochę wrażenie takich pierwszych poważniejszych prób młodego scenarzysty i momentami ciężko się to czytało. Tymczasem tutaj Ennis zaczął już pisać lepiej, fabuły są dłuższe, bardziej rozbudowane i czuć, że przedstawiane wydarzenia mają znaczenie, a ich skutki mogą i najprawdopodobniej jeszcze powrócą w przyszłości. Poruszane są ciekawsze tematy, a w pewnym momencie robi się naprawdę hardcorowo i widać, że wraz z kolejnymi zeszytami wyostrzało się pióro autora, a obecność pewnych motywów zdaje się wskazywać, że gdzieś w trakcie pisania "Hellblazera" zaczynał mu już powoli kiełkować w głowie pomysł na "Kaznodzieję", bo w pewnym momencie może się wręcz wydawać, że czyta się prequel do późniejszych przygód Jessego Custera.
Po raz pierwszy poczułem też, że ten John, którego historię poznajemy w solowej serii, to ta sama postać, którą Moore przedstawił w "Swamp Thingu", a wszystko dzieje się w jednym świecie, piekło jest tym samym, które widzieliśmy już u Moore'a czy w "Sandmanie", itd. Mimo, że z tego, co do tej pory u nas wydali jest to najgrubszy tom, lektura szła mi bardzo płynnie i całość skończyłem bardzo szybko. Scenariuszowo mamy duży krok naprzód w stosunku do poprzednika, a i rysunki, które w poprzednim tomie były mocno średnie, tutaj nabierają nowej jakości. Za większość tomu odpowiada Dillon, którego kreska świetnie uzupełnia się ze scenariuszami Ennisa i zwłaszcza gdzieś od połowy jego rysunki wyglądają świetnie. Niewielki występ zalicza też Will Simpson, którego bardzo dużo było w poprzednim tomie i który tam niezbyt przypadł mi do gustu, aczkolwiek tutaj i jego zeszyty oceniam całkiem pozytywnie. Zwłaszcza urocza demonica mu się udała.
Naprawdę cieszę się, że nie odpuściłem tej serii, mimo że do tej pory nie do końca mnie przekonywała i żaden z tomów nie podszedł mi w całości. Co prawda patrząc jako całość dalej dużo bardziej cenię sobie takie tytuły, jak "Kaznodzieja", "Sandman" czy "Swamp Thing", ale sam tom czwarty to była bardzo dobra lektura i z chęcią sięgnę po następne wydania. Ennis #3 i Ellis na pewno lądują na liście zakupowej.